Testerzy relacjonują

Dziwna to pora roku była - Chodziłem z cegłą

SPIS TREŚCI

Chodziłem z cegłą

Wędka to jednak nie wszystko. Często widuję wędkarzy z wielkimi plecakami lub torbami. Przypomina mi to czasy, kiedy zaczynałem przygodę z trociami. Jeździłem wtedy nad rzekę pociągiem bądź autobusem. Pomimo dość niewielkiej odległości połączenie było fatalne. Żeby rozpocząć łowienie o świcie trzeba było wyjechać wieczorem dzień wcześniej, zaś spóźnienie się na ostatnie połączenie karane było wielokilometrowym marszem i noclegiem na zimnym przeważnie dworcu. Miałem więc ogromny plecak, a w nim wszystko potrzebne do przeżycia w trudnych warunkach przez dwie doby. Nawet mój ojciec, wybitny maniak wędkarstwa nabijał się ze mnie, że wyglądam jak wielbłąd. Kiedyś wrzucił mi do tego wora kawał cegły. Znalazłem ją dopiero około południa, kiedy zmarznięty próbowałem dokopać się do jeszcze jednej pary skarpet. Nie muszę chyba tłumaczyć, iż wędkowanie z czymś takim do łatwych nie należało. Obecnie wszystko, co jest mi potrzebne do wędkowania mieści mi się w niewielkiej torbie na ramię Dragon z serii Superlite.

Mój boleń złowiony G. S. Thrill w trociowej rzece.

W jej głównej części mieści się bez problemu moje pudełko z przynętami, kanapki oraz mały termos na zimne dni, na cieplejsze - niewielka butelka wody. W pozostałych kieszonkach są rzeczy stałe, czyli miarka, agrafki. minikombinerki, nóż i odczepiacz do przynęt. Więcej z sobą nie noszę. Moi synowie na pierwszych wyprawach trociowych też byli obładowani do bólu. Bardzo szybko przekonali się, że torba z upływem dnia staje się coraz cięższa, aż zaczyna uniemożliwiać łowienie. Teraz noszą mniej niż ja, a i tak czasami jest kłótnia o to, kto ma być obciążony termosem. Fajny jest też mały plecak Dragona z serii Superlite. Ma bardzo wygodne paski, tylna część jest usztywniona gąbką, która znacznie poprawia komfort noszenia, posiada kilka dodatkowych kieszonek. Jest bardziej pojemny od torby na ramię, w wiosenne dni po chłodnym poranku bez problemu pomieści nadmiar ciuchów. Trzeba mieć jednak dodatkowe małe pudełko na przynęty, które zmieści się do kieszeni kamizelki. Ściąganie plecaka przy każdej zmianie wabika jest uciążliwe. Minimalna masa wszystkiego pozwala na lepszą koncentrację łowienia, co niewątpliwie zwiększa szansę na spotkanie z wymarzonym drapieżnikiem. Czas na rybach upływa miło i niebezpiecznie szybko. A jeśli zabolą Was plecy, to znaczy, że nie wypiliście herbaty z termosu. Do zobaczenia nad rzeką.

Mariusz Sulima & Klan

PS. Aaa, niejaki Waldemar P. napisał, że Thrill to zajefajna wędka do łowienia boleni. Dobrze, że nie rekinów, bo przestanę zbliżać się do mojej trociowej rzeki na odległość rzutu spinningiem. :)
Pozdrawiam, Mariusz