Gdy wspominam początki mojego łowienia, nieodparcie na myśl przychodzą żyłki, które co roku kupowałem i nowe nawijałem na szpule kołowrotków. W owych czasach posiadacz plecionki był wybrańcem losu, to był "gość" - tak mówiliśmy o nim nad wodą. Na szczęście, te czasy minęły i dzisiaj mamy olbrzymią ofertę w sklepach karpiowych.
Kluczową sprawą jest rozciągliwość
Czy warto wciąż używać żyłki? Moim zdaniem tak, jak najbardziej. Żyłka posiada istotne właściwości; jednym są pomocne w łowieniu, innym dają przyjemność podczas holowania ryby, a jeszcze inni upatrują korzyści płynące bezpośrednio dla karpia z jej stosowania w zestawie. Warto pamiętać, że żyłka rozciąga się i amortyzuje odjazdy karpia w czasie holu, jak również koryguje błędy często popełniane podczas walki z rybą.
Plecionka z kolei ma zerową rozciągliwość i dlatego daje lepszy kontakt z rybą podczas smakowania przynęty, zacinania i holu. Te dwa materiały sprawdzają się doskonale, ale tylko przy użyciu odpowiednich wędzisk karpiowych. Nie da się z sukcesem łowić na zbyt sztywnym kiju w parze z plecionką, albo na kiju zbyt miękkim i z żyłką na kołowrotku. W obu konfiguracjach co najmniej połowa holowanych ryb uwolni się, spadnie z haczyka, a wędkowanie ostatecznie okaże się nieporozumieniem. Miałem wątpliwą przyjemność posmakować takich porażek i teraz bardzo starannie dobieram linkę do pozostałego sprzętu i specyfiki danego łowiska. Jeśli ktoś zapyta mnie, jakiego wyboru dokonam decydując się w pośpiechu, minutę przed wyjazdem na zasiadkę i na dodatek nic nie wiedząc o łowisku, to odłożę plecionkę, a zabiorę żyłkę. Tutaj jednak dodam, że najlepiej będzie, jeśli ta żyłka będzie posiadać niektóre cechy plecionki, czyli nie rozciąga się i szybko tonie. Wiem, o czym mówię, ponieważ jest taka żyłka i często jej używam – to fluorocarbon Mega Baits, dedykowany do łowienia karpi.