Testerzy relacjonują

Koleżeński wypad na leszcze

SPIS TREŚCI

Na leszcze zaprosiłem kolegów, z którymi spędziłem całą wędkarską młodość. Teraz spotykamy się rzadko, widujemy się głównie podczas wędkarskich zawodów. Spotkaliśmy się dwa tygodnie temu na otwarciu sezonu i wtedy też zapadła decyzja, że jeszcze w kwietniu jedziemy wspólnie na ryby. Tak też się stało.

Na łowisko wybrałem duże starorzecze połączone na stałe z Odrą, w które wiosną wpływają duże płocie i leszcze, pozostają tutaj aż do czasu tarła. Po nim odpływają, ale wciąż pojawiają się okresowo nawet do późnej jesieni. Wybraliśmy płytką cześć łowiska o głębokości od jednego do półtora metra. Wszyscy zdecydowaliśmy się łowić odległościówkami. A jako zanęt użyliśmy mieszanek Dragona.

Zanęty

Kolega Grzesiek zdecydował się na mieszankę utworzoną z trzech dragonowskich zanęt: Płoć zimową zieloną (ochotka), Grubą Płoć XXL oraz Leszcz piernikowy (2 paczki). Do całości dodał 0,5 litra pinki i pół puszki kukurydzy. Arek zmieszał Quattro: Leszcza ciastkowego z Bazą jezioro oraz do tego wrzucił ziemię bełchatowską z dodatkiem gliny Argily - całość dokleił bentonitem oraz dodał 0,25 l dżokersa. Szymon, czyli ja – narrator w tym artykule, zmieszałem zawodniczego Klubowego leszcza z Quattro piernikowym, pieczywem fluo, użyłem gliny River Cup i czarnego barwnika oraz 0,25 l dżokersa i 0,25 l pinki. Wszyscy dodatkowo dodaliśmy do zanęt po 3 łyżeczki Bioenzymu Płoć.


Brania

W pierwszej kolejności ryby pojawił się w zasięgu mojej wędki. Pod spławikiem miałem płaski blat i 1,5 metra wody. Pierwsze zameldowały się blisko 30-centymetrowe krąpie, a po kolejnych 30 minutach miałem pierwszego blisko 50-centymetrowego leszcza. Arek pierwsze ryby miał po ok. 40 minutach czekania; zaczął od ponad 50-centymetrowego leszcza. Z Grześkiem kontaktowaliśmy się telefonicznie, gdyż wybrał łowisko w odległości około 150 metrów od nas. Ryby wpłynęły w zasięg jego wędki dopiero po godzinie oczekiwania. W pierwszej kolejności płocie, następne – krąpie. Pierwszego leszcza złowił po 1,5 godzinie wędkowania. Łowisko Grzegorza miało metr głębokości, to płytka zatoka, w którą wiatr spychał ciepłą wodę. U nas brania ustały po dwóch godzinach wędkowania, co trwało prawie 30 minut. Wtedy to Grzesiek zaczął łowić na całego. Leszcze ewidentnie miały ochotę na grube żerowanie.

Przyszły zapewne do dużej ilości zanęty z wyraźną piernikowa nutą, która im bardzo smakowała – miały obficie i smakowicie zastawiony stół, na dłużej pozostały w zasięgu wędki; na dnie tutaj oprócz podstawowej zanęty (składniki mieszanki XXL Gruba Płoć) leżały robaki, kukurydza. Po skończonym wędkowaniu okazało się, że to właśnie Grzechu złowił największego leszcza o długości blisko 60 cm, brązową patelnię. Ja z Arkiem najwięcej brań odnotowaliśmy na ochotkę i to głównie wtedy, gdy donęcaliśmy zanętą. Sporo leszczy złowiliśmy z opadu lub tuż po podciągnięciu zestawu (niekiedy wystarczyło poruszenie przynętą). Grzechu łowił z 4 pinkami na haczyku, ok. dwa metry tuż za kulami, czyli dokładnie tam, gdzie sfalowana woda rozmywała zanętę i tworzyła chmurę zanętową. Nasze pomysłowe mieszanki utworzone z kilku zanęt sprawdziły się bardzo dobrze. Proponujemy wszystkim wybieranie wiosną płytkich łowisk z myślą łowienia leszczy. Jak widać, intensywnie żerującym rybom mała głębokość nie przeszkadza. Łowiąc wiosenne leszcze można bazować na grubszej frakcji wzbogaconej robakami. Najwięcej brań było wtedy, gdy jedynie przynęta dotykała dna. Gdy mocniej wiało musieliśmy zmodyfikować grunt; dociążenie musiało leżeć na dnie, a tym samym cały przypon z przynętą. W roli żyłek głównych użyliśmy 0,16 mm Dragon Match, przyponówki to 0,10 mm Dragon. Użylismy haczyków w rozmiarze 16.

Pozdrowienia znad wody
Grzechu, Arek i Szymek