Skradam się powoli, bo każdy krok może spowodować trzask gałązki i wypłoszenie ryby. W końcu docieram do miejsca, z którego mogę wykonać rzut. Posyłam woblera w warkocz nurtu. Dwa, może trzy obroty korbką, lekki opór i... plecionka po prostu wypływa luzem na powierzchnię.
Nawet nie zdążyłem zaciąć. Nie trzeba było długo myśleć, co się stało; zamiast pstrąga, który był w moich planach pojawił się szczupak z ostrymi zębami. Nawet nie wiem, jaki był duży. Nie miałem szansy sprawdzić oporu, którym mógł wykazać się na wędce.
Jesień zbliża się wielkimi krokami, chociaż jeszcze prognozy przewidują upały, to już słyszę od znajomych o uaktywnianiu się szczupaków. Zwykle już w sierpniu właśnie zaczynają zagryzać i odgryzać też niestety. A dzieje się tak, ponieważ niewielu wędkarzy chce stosować zabezpieczenie - panuje powszechna opinia, jakoby przypony odstraszały skutecznie inne ryby niż szczupaki (powiem więcej, że odstraszają również szczupaki). Mam jednak nieco odmienne zdanie, ale za nim o tym, to wcześniej kilka przesłanek przemawiających za zasadnością używania przyponów (kolejność wyliczanki przypadkowa):
- Nikt nie lubi tak po prostu tracić przynęt. Zaczep i urwanie wabika boli. Jednak odgryziony na przykład wobler boli podwójnie. Po pierwsze, że przecież nie musiał być odgryziony. Po drugie patrz punkt drugi.
- Mogliśmy wyjąć tego szczupaka i możliwe, że cieszyć się udanym połowem (w końcu chodzimy nad wodę by wyjmować z niej ryby).
- Szczupak pływa dalej w wodzie z hakiem w pysku (albo i głębiej). Badania dowodzą, że szczupaki dosyć dobrze radzą sobie z pozbywaniem się żelastwa z pyska, ale jakoś nie sprawia mi to przyjemności ani nie uspokaja. Zawsze oczyma wyobraźni widzę męczącą się rybę. Może też głodującą...
- Załóżmy jednak, że szczupak pozbył się naszej przynęty. Nie wyrzuci jej do kosza ani nie podda recyklingowi. Ta przynęta zaśmieca nasze i tak w nienajlepszym stanie wody. Ołów tak powszechnie stosowany jako obciążenie na pewno nie poprawia jej stanu. Zastanawia mnie czasami, ileż to kilogramów rocznie zostaje "dostarczonych" na dno naszych jezior...