Drapieżny białoryb
Podczas jednego z okoniowych wypadów przypomniałem sobie o ciekawym stanowisku. Był to faszynowy dołek z około 3,5-metrową wodą, zagłębienie bardzo krótkie sięgające dosłownie na 2 m pod warkocz, a następnie uciekające w stronę lustra wody i wystającej plaży u podstawy ostrogi. Z pozoru nieatrakcyjne miejsce, lecz faszyna znajdująca się głęboko przyciągała niegdyś pasiaki. Zbliżał się wieczór i zanosiło się na typowy letni zachód słońca, kiedy to promienie odbijające się od tafli wody wprawiają w zachwyt.
O godz. 21:30 jestem na stanowisku z postanowieniem wykonania 10 rzutów i powrót do domu. Wykonuję energiczne machnięcie JUMPERem o wielkości mikro w kolorze fluo i czekam cierpliwie na kontakt z dnem. Podrywam kilka razy główkę z pomiędzy patyków tam zalegających; główka waży zaledwie 2,5 g, a czuję ją znakomicie nawet na tej głębokości. Podczas podbicia (któregoś z kolei) poczułem tępy opór i pulsującą rybę; od razu wiem, że to nie okoń. Gdy podnoszę rybę na powierzchnię, moim oczom ukazuje się leszcz. Już dobre 2 lata nie złowiłem leszcza na spinning, a ten zassał przynętę aż miło na duszy. Walcząc na tak delikatnym zestawie sprawił mi dużą satysfakcję, a o to w tym wszystkim chodzi.
Spinningu z powodzeniem można użyć do łowienia wzdręg i innego białorybu na lekkie i ultralekkie przynęty, mam na myśli klenie, jazie i płocie, które na przelewach w ostrym słońcu lubią przekąsić naszą obrotówką czy wolniutko prowadzonym woblerem; wierzcie lub nie, mały woblerek na tym spinningu pracuje całkiem dobrze.