Nano Core
Po namyśle i przewertowaniu licznych forów wędkarskich, po przeczytaniu niezliczonej ilości recenzji i porad sprzętowych, mój wybór padł na Nano Core Spinn 28 FAST, długości 1,83 m i widełkach c.w. 7 – 28 g. Ideał - pomyślałem; skrojony pode mnie i moje bolączki.
Jako bonus potraktowałem rękojeść wykonaną z pianki EVA (lubię ją) i dopełnienie całości w postaci wysokiej klasy przelotek, uchwytu i nawet lakieru – wszak to Dragon przecież, moja sprzętowa stajnia od lat; tu brak lipy. Po pierwszym wypadzie odkryłem w tym wędzisku kolejny bonus: blank wprost niesamowicie przenosi istotne dane (transmituje bodźce) z zestawu pod wodą na moją dłoń; zwykłe telepanie ogonka rippera czuć wyraźnie, a pierwsze uderzenie szczupaka na tej wędce zaskoczyło mnie tak bardzo, że… nie zaciąłem ;) Dziwne to było, krótkie i szybkie "trzepnięcie", zgoła odmienne od standardowego przysiadu esoxa i nawet dałbym głowę, że odrobinę się zląkłem ;) Piszę to pełen powagi, jednak lubię emocje na rybach i w to mi graj, wędkarski losie!
Początkowo dyskomfort powodowały rzuty z krótkiego wędziska, gdyż przez lata kurczowo się trzymałem długości 2,20 m i więcej, trwało to niemal 15 lat. Przez tak długi okres wędkowania można dorobić się nawyków. A przecież krótsze kije mają ciut inne ładowanie, szybciej wchodzą w swój "moment"- tak też było i ze mną, piorunem złapałem z nim kontakt.
Samo ładowanie blanku przebiega w nim bezproblemowo w zakresie określonego ciężaru wyrzutowego; kijaszek posyła tam gdzie sobie zamarzę wszystko, co mu podepnę w określonym zakresie masy przynęt. Co ciekawe, blank chce jeszcze i jeszcze, doszedłem do Sliderów o masie 36 g – więcej nie obciążałem blanku z troski o spinning.
Operowanie nim okazało się przyjemnym doświadczeniem, kijek doskonale „rozróżnia” rodzaj dna pod główką jigową czy podskubywania zaciekawionych okoni, moja dłoń otrzymuje pełen pakiet danych i gdy trzeba kwituję cięciem z nadgarstka.
Hol na Nano Core przebiega spokojnie, spinning potrafi się wykazać pracą na całej swej długości, oczywiście wtedy, gdy zajdzie taka potrzeba np. ryba nurkuje pod dno łodzi. Spinning też doskonale trzyma zapięte poza obrysem pyska (wtedy to występuje duże przeciążenie na wędce) czy za samą skórkę. Bardzo rzadko traciłem rybę w holu. Po blisko czterech miesiącach wybitnie intensywnego spinningowania policzyłbym je może na palcach jednej ręki.
Jako ciekawostkę dodam, że Nano Core przyjął na "pokład", poza gromadą esoxów i okoni, liczne stado wyrośniętych krasnopiórów i dwa liny, dobrze zapięte i ślicznie walczące. Niejeden szczupak tak siąść na wędce nie potrafi, jak te dwa dzielne, zielone prosiaczki.
Wszystkie wcześniejsze ustalenia odnośnie tegoż kija, te zbierane po różnorakich forach opinie kolegów czy katalogowe zapewnienia samego producenta, spełniły się w stu procentach. Wszystkie poza jednym w zasadzie, a mam na myśli rzekomą wąską specjalizację „pod łódź” tej rodziny wędzisk, co moim zdaniem jest "niestety" nieprawdą. Nano Core wręcz doskonale radzi sobie podczas brodzenia i kuszenia drapieżników pośród zamierającej przybrzeżnej roślinności, jest świetnym kompanem na wiślanej główce podczas sandaczowego obstukiwania dna, a nawet gdyby był ciut dłuższy to pokazałbym mu styczniowe potokowce.
Wąska specjalizacja? Eeee, nie sądzę, rzeczy dobre nie mogą się marnować i leżeć odłogiem ;)
Daniel Luxxxis Kruzicki