Wasze historie i testy

Sposób na ryby w zarośniętych łowiskach

SPIS TREŚCI

Rośliny wystrzeliły pozostawiając malutki przesmyk wody, gdzie nawet moje ulubione Slidery nie pomogą, ale Salmo ma jeszcze coś w ofercie na takie łowiska: woblery POP i ROVER. Powierzchniowe woblery są idealne w tych warunkach, poza tym widok uderzającego drapieżnika w wabik jest dla wędkarza bezcenny. Tego typu woblery są wciąż mało popularne, przynajmniej w moich okolicach, a to może być moim kluczem do sukcesu.

Poszukiwania

Nawet nie wiecie, ile godzin spędziłem wieczorami na przeróżnych stronach www i forach wędkarskich w poszukiwaniu idealnej plecionki. Głowa mi puchła, a im więcej czytałem, tym więcej miałem wątpliwości… Doszło do tego, że wypisałem sobie nazwy kilku „wiodących” plecionek i prowadziłem statystyki plusów i minusów, wyczytanych w Sieci. W końcu po przeczytaniu wielu, naprawdę wielu artykułów zaświeciła się żarówka nad moją głową i ostateczny wybór padł na Ultra 8X Nano Braid. Według Moich kryteriów, pleciona musiała być przede wszystkim miękka, bardzo gładka i mocna, bo przecież trzeba będzie wyciągnąć drapieżnika z gęstej podwodnej łąki, dlatego dla bezpieczeństwa wybrany rozmiar 0,14 mm przy wytrzymałości 14,40 kg wydaje się być odpowiedni. Przypon to kolejny dylemat. Na sklepowych półkach jest ich pełno, ale który wybrać? Gdy przeglądałem fora i pytałem na ten temat, to najczęściej padało hasło: „zrób to sam”. Więc znalazłem zestaw „młodego majsterkowicza” od razu z tulejkami zaciskowymi, żeby sobie nie utrudniać zbytnio zadania: Przypony Self-Made. Z nabytych komponentów zrobiłem kilkanaście sztuki i nawet mi wyszły. Co jeszcze mi brakuje? Kołowrotek mam, wędzisko mam – moje szczęśliwe, znalazłem kiedyś w sklepie Dragon Millenium Wobbler 2,55 m, 10-35 g, wg mnie to świetny spinning w atrakcyjnej cenie. Leży mi w ręku, a jak sama nazwa wskazuje stworzone do woblerów, ryb nie gubi, no i medalowego okonia ma już na koncie.


Pierwsze koty za płoty

Cel wyprawy to pobliski malutki staw, udałem się w celu wypróbowania sprzętu. Pogoda spłatała figla, było gorąco na przemian z opadami deszczu. Wykonałem kilkanaście rzutów, przynęty prowadziłem tak jak Slidery, czyli dwa szarpnięcia wędziskiem i przerwa. Woblery powierzchniowe mają doskonałe walory lotne, co uwielbiam w tych przynętach. Pierwsze wyjście drapieżnika do Rovera było zaskoczeniem dla mnie, szkoda tylko, że ryba nie zacięła się. Po kilku następnych rzutach konkretne uderzenie i po kilku świecach wyjmuję szczupaka o długości ok. 65 cm. Robię szybko pamiątkowe zdjęcie i zwracam mu wolność. Ryba narobiła dużo hałasu podczas holu, więc postanawiam wrócić do domu. Pierwsze próby sprzętowe nawet udane.


Drugie podejście

Następnego dnia postanowiłem udać się nad znane mi torfowisko połączone z rzeką. Nie łowi tam wielu wędkarzy ze względu na trudny dostęp do wody. Ja odkryłem ścieżkę po twardszej roślinności i z dotarciem do wody nie mam problemu. Woda jest bardzo zarośnięta, pełno grążeli, mało czystej przestrzeni, w której można poprowadzić przynętę. Z pomocą woblerów powierzchniowych postanowiłem złapać coś godnego zdjęcia. Pogoda była niemal identyczna jak wczoraj, czyli gorąco i po chwili opady. Gdy POP beztrosko podskakiwał i cmokał lustro wody nastąpił pierwszy atak, ale ryba nie zacięła się, to wszystko działo się bardzo dynamicznie aż pobliskie grążele zakołysały się. Sytuacja powtórzyła się jeszcze raz. Do trzech razy sztuka – pomyślałem. I wtedy ciach! W końcu trafił i oczywiście dał nura w rośliny. Ile wyciąłem grążeli nie zliczę, ale solidna plecionka i równie solidny, własnej roboty przypon wyratowały mnie z opresji. Lądowana ryba wydawała się większa, ale to sprawił mega duży kożuch z roślin. Wylądowałem to coś na brzegu, nie wiedząc co złowiłem, a po chwili wygrzebałem bolenia rozmiarów wczorajszego szczupaka. Zrobiłem pamiątkowe zdjęcie, a podczas wypuszczania ryby zaczęło grzmieć w oddali, złożyłem wędkę i wróciłem do samochodu.


Trzecie podejście

Kolejne, trzecie podejście miało miejsce na starorzeczu i było jednocześnie chrztem dla mojego nowego zakupu, kołowrotka Ryobi Slam 4000. Nad wodą było już wielu wędkarzy, na moje oko ze stu, większość z nich to gruntowcy. Jednak nie brakowało spinningistów na łódkach. Ciężko było ze znalezieniem sobie miejsca, wszędzie były pozarzucane zestawy gruntowe. W końcu odnalazłem kawałek wolnego miejsca, obok dużej ilości grążeli. Wykonałem może z 4-5 rzutów i nastąpiło uderzenie szczupaka. Hol był dość szybki, ryba nie miała chyba ochoty na walkę i szybko skapitulowała. Wyciągnięty z wody szczupak mierzył równo 85 cm. Od razu zbiegło się sporo gapiów. A jak się później okazało pozostali spinningiści nie mieli nawet skubnięcia. Kołowrotek przeszedł chrzest nad wodą wzorowo.

Tego rodzaju przynęty to idealne rozwiązanie na zarośnięte wody, można je posłać na dalekie odległości i skusić ostrożne ryby. Do odległego zarzucania przynęt niewątpliwie przyczyniła się jedwabiście gładka plecionka Ultra 8X Nano, nie posiadająca pamięci kształtu. Warto podkreślić, że jest to produkt japońskiej firmy Momoi, lidera w produkcji plecionek.

Tekst, foto:
Andrzej Boniakowski