Ciągnąć jest trochę łatwiej, bo kij, którym aktualnie łowię, ma tylko 2 metry długości (BOAT MASTER 100-250 gramów – pisałem już, że podoba mi się jego wygląd?). Wygina się tylko tyle, ile powinien. Nie przepadam - przy takiej masie przynęt - za wędziskami, które gną się po samą rękojeść. Mam wtedy wrażenie, jakbym w ogóle nie dawał rady podciągnąć ryby do góry. Jak taką kluską pompować?
No, nareszcie widzę rybę pod powierzchnią. Nie jest wielka – może ma z kilo, może kilo dwadzieścia, ale jest piękna (w dorszach bardzo podoba mi się ich mordka i ten wąsik pod dolną szczęką). Wziął na przywieszkę, którą sam ukręciłem. Lubię łowić na swoje przynęty. Tym razem był to zwykły czerwony puchowiec, który już wielokrotnie mi się sprawdzał. Jednak łowienie dorszy wcale nie musi być tak proste, jak to się wielu (zwłaszcza niełowiących dorszy) wydaje.
W ciągu tego dnia upodobania dorszy się zmieniały. W drugiej części dnia skuteczne było na przykład bujanie przywieszką przy pilkerze leżącym nieruchomo na dnie. Brania miałem wtedy, gdy po rzucie nawet go nie ruszałem tylko przez chwilkę delikatnie grałem lekką przynętą.
Poszukiwania
Moje dorszowanie to zwykle poszukiwanie najodpowiedniejszej przynęty (pilker czy przywieszki) i sposobu prowadzenia. W dniu, który opisuję złowiłem też ryby na założone na specjalny hak gumy (Viper i Lunatic). Bo ryby nie czytują naszych wędkarskich klasyków i nie wiedzą, na co „powinny” brać ;)
Gdy po wielu niepowodzeniach odkrywamy, na co mają aktualnie ochotę – połowimy. A przecież to jest to, co tygryski lubią najbardziej.
Sławek Kurzyński