Wasze historie i testy

Rok po roku – istne wariactwo - Jesień, zima.

SPIS TREŚCI

 

Jesień. Komarów już nie ma, woda robi się chłodniejsza. Powietrze też. To okres dobry na drapieżnika. Idę tym razem nie wzdłuż pstrągowej rzeczki. Nikt tu chyba całe lato nie chodził. Pokrzywy może już i nie kłują, ale porosły tak, że… Tfu! Tfu... Następnym razem przerwę narrację, gdy będę przechodzić przez te chaszcze. Niewiele brakowało, abym ją połknął a przynajmniej dobrze posmakował… Nie lubię pokrzyw.

Rzucam, chociaż częściej idę (czytaj: przedzieram się przez zarośla – to trafniejsze określenie). Myślę, że na następną wyprawę przydałaby się maczeta. Tak zupełnie przy okazji – w wodzie też taki gąszcz. Trzeba kombinować jak tu poprowadzić przynętę, no i gdzie w ogóle może stać jakakolwiek ryba? Czasami rzut jest kilkumetrowy i bardziej przypomina wpuszczenie gumy do studni, niż klasyczne spinningowanie. Ale przecież jest jesień – okres drapieżnika. Wydłubuję z wody dwa małe okonki (jak one mogły zassać taką wielką dla nich gumę – no tak, przecież to okres drapieżnika…). Nagle w którymś dołku coś zaatakowało moją przynętę. Na tyle agresywnie, że aż przygięło mi wędzisko w kierunku wody. Dwa bujnięcia i spadło… poprawiam rzut kilka razy, zmieniam też przynęty i nie poprawia. A jednak biorą, co jesień to jesień. No, to teraz szybko do następnej takiej dziury, może zaczęła się jesienna wyżerka i trzeba to wykorzystać. Teraz jak wrzucę przynętę w dziurę to wędziskiem bardziej w prawo…

I tak w kółko miesiąc po miesiącu, tydzień po tygodniu; cały rok z wariatami… Nic dodać, nic ująć. Ale chociaż nie jest nudno.

Sławek Kurzyński
Fot. Waldemar Ptak