Zawody i wydarzenia

Pstrąg Trzebośnicy 2014

SPIS TREŚCI

Pochmurne, zaniesione niebo, siąpiący deszcz, wiatr i spadek temperatury powietrza. Nie przeszkodziło to jednak zawodnikom stawić się o 5:30 rano przy moście na rzece Trzebośnica* w miejscowości Łoiny/Wola Zarczycka. Uczestniczyli oni w VII edycji "Pstrąga Trzebośnicy" zorganizowanej przez miejscowe koło "Szuwarek" w Nowej Sarzynie. W tym roku przyjechałem na „Pstrąga Trzebośnicy” zachęcony dobrymi efektami i niespodziewanym, wysokim drugim miejscem podczas poprzedniej ubiegłorocznej edycji zawodów. Zawody początkowo zaplanowano na 17 sierpnia, ale ostatecznie zostały przeniesione na tydzień później – 24 sierpnia. Na miejscu zastałem niską, niemal krystalicznie czystą wodę ospale sączącą się pomiędzy kamieniami.

Szczęście pstrągiem pisane

Coraz mniejsza populacja pstrąga spowodowała, że organizator zawodów zastrzegł, że każdy wymiarowy potokowiec punktowany będzie poczwórnie. Niniejszym, teoretycznie oznaczało to tyle, że zawodnik, któremu się poszczęści i zgłosi rybę może czuć się zwycięzcą. Jak się później okazało, nikt nie złowił tytułowego potokowca pomimo tego, że jeden z zawodników (mój kolega i znający to łowisko Radek) miał na kiju ładnego pstrąga. Po ubiegłorocznej VI edycji „Pstrąga Trzebośnicy” wywnioskowałem, że w walce o miejsca w czołowej szóstce i miejscach na upragnionym podium zadecydują klenie i okonie, których obecności w rzece można się spodziewać praktycznie na całym odcinku. Jak się później okazało, moje przypuszczenia były słuszne.

Odzież na deszcz

Z uwagi na padający deszcz ze zmienną intensywnością (chwilami konkretnie lało) i zapowiedź długotrwałych opadów, miałem na sobie kapotę, czyli kurtkę przeciwdeszczową, a pod spodem wygodną, ciepłą, czarną bluzę polarową Salmo z kapturem, zabezpieczającą mnie przed wychłodzeniem. W zestawie z bielizną BodyMate (Dragon) ubranie zapewniło mi komfort łowienia, w tym odpowiednią koncentrację i dobre samopoczucie przez cały czas trwania zawodów. Co prawda, nie brodziłem, ale mimo to na wierzch założyłem gumowe wodery. Brnięcie w mokrej trawie wysokiej po mój pas szybko skończyłoby się przemoknięciem do suchej nitki, a dzięki woderom nogi pozostały suche i ciepłe do końca tury. W małej, wąskiej, czystej i stosunkowo płytkiej rzeczce (chociaż zdarzają się też głębsze dołki), jaką jest Trzebośnica, brodzenie nie jest wskazane. Przez pięć godzin przemierzałem kilkukilometrowy fragment na zmianę: raz prawym, a raz lewym brzegiem. Zachowywałem się możliwie cicho i ostrożnie, niczym sarna przy paśniku, aby nie spłoszyć ryb w łowisku, zajmujących miejsca w rynienkach i dołkach nieraz bardzo blisko brzegu.