Dlaczego warto?
Podczas ogłoszenia nieoficjalnych wyników okazało się, że zwycięzcą VII edycji zawodów zostaje Janusz Ryczkowski z Nowej Sarzyny – producent woblerów i uczestnik spinningowego Grand Prix Polski, drugie miejsce zajął Norbert Maczuga z Nowej Sarzyny. A więc gospodarze górą! Ja jestem sklasyfikowany na szczęśliwym trzecim miejscu. To mój drugi start „Pstrąga Trzebośnicy” i drugi rok z rzędu na pudle, tym razem na najniższym stopniu. W drodze powrotnej żartowałem z tatą (wspólnie wędkujemy i startujemy na zawodach), że za rok pozostaje mi tylko zwycięstwo do kompletu. Na czwartym, pechowym dla sportowca miejscu uplasował się Radek, tracąc do mnie zaledwie jednego okonia. Jak to wśród przyjaciół bywa serdecznie mi pogratulował podając „łapę”. Mam nadzieję, że następnym razem to Jemu dopisze szczęście, a ja będę tym gratulującym. Na tym polega formuła towarzyskich zawodów wędkarskich – ma integrować brać wędkarską, a nie zmuszać do rywalizacji za wszelką cenę i wymuszać niepotrzebną presję, czyli rodzić negatywnie nacechowane emocje. Warto przyjechać na te zawody. Czynię to od dwóch lat z niemałą dozą satysfakcji. Dla samej atmosfery, klimatu, dla ludzi, którzy tworzą nowosarzyńskie towarzystwo wędkarskie. Ta cykliczna impreza ma w sobie coś niebagatelnego, coś wyjątkowego, co wyróżnia ją spośród innych. To nie tylko magia tytułowego „pstrąga”, który prawdę mówiąc na zawodach jest łowiony dość rzadko. Reasumując, impreza przebiegła w bardzo przyjaznej i ciepłej, jak na te chłodne warunki pogodowe, atmosferze. Po odczytaniu wyników, rozdaniu i rozlosowaniu nagród rozpaliliśmy ognisko, gdzie wszyscy mogli się ogrzać i upiec smaczne kiełbaski. Przy wędkarskiej biesiadzie i gawędzie o świeżych wrażeniach znad wody zakończyliśmy VII edycję „Pstrąga Trzebośnicy”. Do zobaczenia za rok!
Mateusz Porada