Żyłka czy plecionka? To pytanie często gości na forach internetowych, a nawet stanowi temat wielu publikacji, ponieważ nierzadko jest arcydylematem , towarzyszącym przygotowaniom do sezonu, wyprawy czy modyfikacji wędki.
Jeszcze do niedawna stałem przed podobnym dylematem. Jako zwolennikowi żyłki podczas okoniowania ciężko mi było się przestawić na plecionkę podczas lekkiego dłubanie okoni. Oczywiście, o ile w przypadku cięższych zestawów szczupakowo-sandaczowych chętnie sięgam po „sznurek”, o tyle przy ultralekkim spinningu okoniowym przez długi czas wierności dotrzymywałem żyłce.
Dziś sprawa wygląda zupełnie inaczej. Przez większą część sezonu preferuję łowienie z użyciem plecionki, która w wielu przypadkach okazuje się po prostu lepsza: czułość, brak rozciągliwości i wytrzymałość to kluczowe cechy, dzięki którym zmieniłem zdanie w temacie doboru linki. Jednak mimo to zdarzają się przypadki zmuszające mnie do zmiany szpulki w kołowrotku na zapasową, wypełnioną monofilamentową szesnastką. Myślę, że każdy, kto chociażby próbował łowić delikatną plecionką w ujemnej temperaturze otoczenia, doskonale rozumie, co mam na myśli.
Jak zapewne wszyscy wiemy, nie każda żyłka nadaje się do spinningu. Wychodzenie z założenia, że z racji częstych zaczepów nie warto inwestować w żyłkę z wyższej półki, nie jest w żadnym wypadku dobrym rozwiązaniem.