Wraz z nadciągającą jesienią ożywiają się ryby w rzekach. Dłużej i łapczywiej żeruje białoryb, w niczym nie ustępują mu drapieżniki. W skali Przyrody nadciągająca zima jest tuż, tuż i wszyscy przyspieszają.
Dlaczego sandacze intensywnie i często żerują? Robią to nie z powodu żarłoczności – to drapieżniki zgrabne, pełne wdzięku i szybkości w tropieniu i atakowaniu. Tajemnica ich wielkiego apetytu tkwi w biologii tych „maszyn” do perfekcyjnego łapania ryb: zdecydowanie większość energii pozyskanej ze zjedzonych rybek przeznaczana jest na energię potrzebną do ruchu, pływania i polowania. Zaledwie mała część upolowanych ryb przetwarzana jest na masę mięśniową i kostną drapieżnika, inaczej mówiąc – na wzrost. To doskonała sytuacja dla wędkarza, ułatwiająca mu złowienie sandacza. Jednak w praktyce złowienie ładnego okazu nie jest łatwe, tych ryb jest coraz mniej w naszych łowiskach, więc osobniki osiągające rozmiar 80 i więcej centymetrów stają się dużo ostrożniejsze (dodatkowo pojawia się zagadnienie mniejszej konkurencji pokarmowej między osobnikami w ławicy i obfita baza pokarmowa) w łowisku, gdzie często pojawiają się wędkarskie wabiki. Wędkarz musi kombinować, czyli szukać swojego sposobu na przechytrzenie sandacza.
Jeden z kilku sposobów
Skoro szorowanie dna gumą nie daje zadowalających wyników, nie pomaga obłowienie opaski, napływów, napływów, przykos, rynien, to oznacza jedno: pora wykorzystać ciemność i skłonność sandaczy do polowania w strefie powierzchniowej. Te ryby świetnie widzą w ciemnościach, nie będą mieć trudności w namierzeniu i zaatakowaniu woblera.
Trzeba wejść w rzekę
To zrozumiałe, że gdy wędkarze okupują brzegi, to sandacze świadomie oddalają się od nich, czyli od brzegów i wędkarzy nierzadko poza zasięg wędki. W wielu przypadkach wystarczy wejść w rzekę ok. 8-10 m od linii brzegowej, a już zyskuje się świetne stanowisko do łowienia w doskonałej miejscówce – może to być rynna, blat, wypływ z obszernego dołka, rafka, przykoski utworzone na przemiałach. W którym miejscu połowimy w dużej mierze zależne będzie od specyfiki łowiska, bowiem nie w każdej rzece te zależności układają się wg tego samego wzoru. Trzeba pamiętać, że każda rzeka i łowisko są inne, a także każde z nas jest innym wędkarzem, a wspólnym mianownikiem jest tylko sandacz. I na upodobaniach sandaczy należy bazować.
Najlepszym ze sposobów jest wejście na pokład łodzi, gdyż ta daje nam komfort i bezpieczeństwo wędkowania w ciemnościach. Dla wielu dobrym rozwiązaniem będzie brodzenie, czyli wybranie odpowiedniego miejsca za dnia i zajęcie go na godzinę przed zmrokiem. Takie rozwiązanie możliwe jest tylko w sprzyjających okolicznościach, czyli muszą być odpowiednia (bezpieczna) głębokość i uciąg wody, a stanowisko wędkarskie musi nam umożliwiać bezpieczny powrót na brzeg w ciemnościach (z ciężką rybą lub bez).
Łowimy
Zdecydowanie najłowniejszym stanowiskiem (żerowiskiem) sandaczy w nocy jest blat omywany przez główną strugę nurtu. To idealna konfiguracja, układ płynącej wody dla mniejszych ryb potrzebujących nocnego odpoczynku od nurtu, potrzebujących miejsca na skupienie się w większą ławicę – co oczywiste, im więcej rybek w ławicy, tym bezpieczniejsze to miejsce do odpoczynku. Sandacze lubią takie miejsce, bo łatwiej im polować (mniejszym wydatkowaniem energii mogą pozyskać zdobycz), a i położone blisko nurtu, ostoi sandaczy. Sandacz bardzo lubi nurt, to jego domena w rzece, nawet w strefie nurtu, przy dnie, szuka miejsc na odpoczynek, sjestę.
Jednakże na blacie, nocą, najchętniej wpływa w strefę powierzchniową i tutaj czując się swobodnie poluje. I tutaj też zachęcam do zapolowania na sandacza.
Potrzebujemy do tego wędzisko szybkie, ale z dużą progresją, wobler płytko schodzący pływający lub suspending (tzw. wyporność 0), na podobieństwo podłużnej rybki np. uklejki. Istnieje wiele teorii mówiących o kolorystyce przynęty na taką okazję; oczywiście, może to być jaskrawość i barwa podobna do uklejki, ale proszę pamiętać, że ryby w ciemnościach postrzegają kolory jako szarość, i tak np. tzw. fluo zielony „oczołom” sandaczowy będzie widziany w skali szarości. Co innego w warunkach świetlnych zdominowanych przez promienie słoneczne w klarownej wodzie, ale póki co, będziemy łowić nieomal w egipskich ciemnościach. Na szczęście, przemysł wabikowy daje nam nieograniczone możliwości w tym zakresie.Technika łowienia jest prosta: wobler lekko zarzucamy, po czym bardzo wolno ściągamy pod prąd z przerwami. Możemy też zarzucać daleko w dół rzeki i powoli, cierpliwie ściągać – oczywiście z przystankami. Wielu wędkarzy wypuszcza wobler (o ile woda wyraźnie płynie) z przystankiem i podciąganiem o 50 cm lub nawet 100 cm. Jak widać, nawet w tak wąskim zagadnieniu pojawia się kilka dobrych rozwiązań. Wybierzecie to rozwiązanie, które Wam najlepiej odpowiada.
I to wszystko na temat kuszenia i łowienia sandaczy w ciemnościach, w strefie powierzchniowej. Może dorzucę jeszcze jedną informację: jeśli blat jest głęboki do 4 metrów, od czasu do czasu warto poprowadzić przynętę w pół wody. Sandacz nie jest w pełni przewidywalny, a skoro lubi poruszać się przy dnie, może to zrobić przed naszym nosem – o przepraszam, przed naszą wędką i my to możemy przegapić. Jeśli jednak blat jest głęboki zaledwie do 2 metrów, wobler wystarczy poprowadzić ok. 50 cm pod powierzchnią. Brania pewne. I cisza na łodzi, koniecznie i bezwzględnie.
Sprzęt
Do łowienia z łodzi lub podczas brodzenia polecam wędziska z rodziny CXT serii SF-X i FC-X – są krótkie z niesamowitą dynamiką, świetne do łowienia sandaczy.
Wśród woblerów Salmo bez trudu znajdziecie coś dla siebie i swoich sandaczy, polecam uwadze Minnow, Bullhead pływający płytko schodzący, na głębszym blacie może się sprawdzić Executor typu SR. Każdy z tych modeli Salmo jest łownym, oferowanym dużej gamie kolorystycznej – a tego właśnie potrzebujemy.
Żyłka czy plecionka? Jeśli stosujemy dobrej jakości żyłkę spinningową, to nie ma znaczenia, czego użyjemy. Zakładając do wędki plecionkę warto dołożyć przypon z fluorocarbonu – nie tylko ja, ale wielu świetnych wędkarzy jest przekonanych o słuszności stosowania „niewidzialnego” przyponu w nocnym łowieniu sandaczy. Założenie przyponu wiele nie kosztuje: ani trudu, ani polskich złotych, więc warto to robić.
Na zdjęciu na początku tego artykułu swojego wiślanego sandacza prezentuje Piotr Malicki; sandacza (jednego z wielu) złowionego właśnie w taki sposób.
Waldemar Ptak