Testerzy relacjonują

Wędkarskie gadżety...

SPIS TREŚCI

... czyli rzeczy niekonieczne, acz ułatwiające łowienie.

Na początku mojej przygody z wędkarstwem nie potrzebowałem wiele. Miałem wędkę bambusową, do tego spławik, kilka haczyków i taśmę ołowianą. Cały sprzęt mieścił się w małej torbie, w której zostawało jeszcze wiele miejsca.

To wszystko mi wystarczało; łowiłem ryby. Teraz czasy się zmieniły i nie wyobrażam sobie, aby nie zapakować do kieszeni kilku dodatkowych rzeczy. Takich, które powodują, że nad wodą czuję się lepiej przygotowanym. Poniższa lista nie jest kompletna; są to rzeczy, które jako pierwsze przyszły mi na myśl podczas pisania tego artykułu.

Okulary polaryzacyjne

Ciekawi mnie i lubię wiedzieć, co się dzieje pod wodą i decydować którędy poprowadzić przynętę. Widzieć zaczepy, wyjścia ryb, sam moment brania. Uwielbiam obserwować rybę płynącą za przynętą i moment pochwycenia przynęty przez nią. To ekscytujące. Nie zawsze to widać, ale bez okularów byłoby to prawie niemożliwe. Owszem, nie zawsze są twarzowe (wyglądamy jak jakieś dziwne owady) i nie zawsze są ostatnim krzykiem mody (chociaż widać tu duży postęp). Na pocieszenie dodam, że chronią nasze oczy. Zwłaszcza przed lecącą w naszym kierunku przynętą (jak choćby wyrwaną z zaczepu, z pyska ryby).


 

Nożyczki albo obcinacze

Gdy jedyną linką nawiniętą na kołowrotek była żyłka radziłem sobie doskonale zębami (proszę nie brać ze mnie przykładu, można sobie je zniszczyć - mi się upiekło, ale to ze względu na bardzo mocne szkliwo). Jednak wejście plecionek uniemożliwiło ten proceder. Owszem próbowałem - nie udało mi się. Wtedy z pomocą przyszedł mi przypadek. Przy jakimś splątaniu plecionka bardzo łatwo zerwała się. Dedukując doszedłem do wniosku, że to zadzior kotwiczki uszkodził moją linkę. Rzeczywiście niektóre modele haczyków mają ostre wewnętrzne okolice zadzioru. Nie jest to jednak wygodne rozwiązanie i zdecydowanie polecam mieć w swoim arsenale jakiekolwiek choćby nożyczki. Sprawdźmy jednak wcześniej nie tylko jak sobie radzą z samą plecionką, ale i z przecinaniem węzłów.

Cążki

Widziałem już wbite kotwice w ciało ludzkie. Niestety jesteśmy narażeni na takie urazy. Jednak najgorzej jest, gdy nie dajemy rady jej wyjąć a do drugiej (lub tej samej) jest przyczepiona ryba. Wtedy pozostaje rwanie ciała albo jak najszybsze odcięcie haka, kotwicy. Wolę to drugie rozwiązanie, więc mam przy sobie specjalne cążki. Muszą umożliwiać przecięcie najgrubszych haków czy kotwic, które używamy. Nic więcej nie dodam - tfu, tfu.


 

Pean

Inaczej - narzędzie do wyjmowania haczyków i kotwic z pyszczków ryb. Jak zwał, tak zwał. Musi być odpowiedniej wielkości i skuteczny. Przy jego pomocy łatwiej jest rybę uwolnić z haka (nasze palce, paluchy, czy części bochna chleba nie są tak efektywne). To dzięki niemu możemy naszą zdobyć uwolnić w wodzie nie dotykając jej wcale. Przydaje się też gdy kotwica z zadziorem utkwi nam gdzieś w ubraniu czy plecaku.

Podbierak

Są jego zwolennicy i zagorzali przeciwnicy. Pamiętajmy jednak, że gdy chcemy rybę wypuścić, to przedłużanie holu raczej jej dobru nie sprzyja. Dlatego ja wolę mieć podbierak. Zwłaszcza chcąc sfotografować rybę. Czeka ona sobie w podbieraku w wodzie, a ja w tym czasie przygotowuję aparat itd. W ostatnim momencie wyjmuję ją z wody, fotka i przystępuję do odpinania. Można to także robić w podbieraku, zwłaszcza gdy woda jest na tyle zimna, że nasze ręce mogą odmówić nam posłuszeństwa.

Rękawice

Skoro już wspomniałem o "zimno w ręce", to warto w okresie przejściowym (okolice zera stopni) mieć cienkie rękawice z odsłoniętymi niektórymi palcami. Komfort termiczny lepszy niż bez :-) a palce pozostają funkcjonalne. Sprawdzałem - kontrola multika pełna. Rękawice takie mają zwykle specjalną powierzchnię po wewnętrznej stronie dłoni, która ułatwia pewny chwyt wędziska. W rywalizacji "zmoczona dłoń kontra zmoczona rękawiczka" wygrywa ta druga. Oczywiście mowa o pewnym chwycie, bo w kategorii wysuszenie byłoby już odwrotnie.


 

Kamizelka

Ilość wzorów i modeli na rynku jest przeogromna. Prawie każdy spinningista docenia jej zalety. Zwłaszcza jego odmiana piesza. Mamy większą ilość potrzebnych rzeczy w zasięgu ręki. Szybciej i wygodniej zmieniamy przynęty. Mamy gdzie schować agrafki i inne drobiazgi. Mamy do czego podczepić pean, nożyczki itd. Warto podczas wybierania tej dla siebie zastanowić się, czego od niej oczekujemy. Czy ma być cieplejsza, czy raczej na cieplejsze pory roku. Ilość kieszeni dobierajmy zawsze z naddatkiem. Zawsze nadliczbowe jakoś wykorzystamy. Zastanówmy się też czy chcemy coś w niej nosić na plecach, bo może będziemy mieć problem by wykorzystać kolejną rzecz, czyli...

Plecak

To, co nie wchodzi w kamizelkę a chcemy mieć przy sobie, musimy gdzieś zapakować. Tu proponuję uważać. Każda niepotrzebna masa będzie dla nas z każdą upływającą godziną coraz większym ciężarem. Plecak musi być jak najlżejszy. Warto więc, by taki już był przed zapakowaniem. Jednak to, na co trzeba zwrócić szczególną uwagę, to jego wielkość. Im wybierzemy większy, tym większe jest ryzyko, że więcej w niego władujemy. Czyli będzie cięższy, a to może nie spodobać się naszym plecom. Wybierajmy więc, owszem, ale tylko delikatnie większy od naszych potrzeb, a później i tak minimalizujmy jego zawartość.

Jak już mówiłem - to tylko pierwsze rzeczy, które wpadły mi do głowy. Pewnie wiele innych bym mógł wymienić i opisać. Jeszcze więcej Wy moglibyście opisać, bo potrzeby zależą od sposobu wędkowania i potrzeb. A te mogą się zmieniać. Kto wie, może za rok stworzę zupełnie inną listę.

Sławek Kurzyński