Kleń jest wyzwaniem
Żyją tutaj ryby różnych gatunków, ale kleń dominuje, a mimo to dla wędkarza pozostaje wyzwaniem. Niby żyje wszędzie, ale nie w każdym miejscu wyskoczy do woblera. A gdy już namierzę „dojście” do kleni, to nierzadko przebicie się do grubych sztuk (często stoją przy dnie) poprzez maluchy trzydziestaki jest bardzo trudne. Rzeka jest niezwykle skomplikowana pod dywanem roślin; korytarze, tunele i korytarzyki, przesmyki i studnie, uskoki na głębszą wodę i ściany roślin, płycizny graniczące z bezroślinną głębią i powalone drzewa wprawdzie uatrakcyjniają łowisko, ale też kleniom stwarzają niezwykły labirynt również wywierający negatywny wpływ na wynik spinningowania. Poprzeczka dla spinningisty jest wysoko uniesiona. Obserwując wodę z brzegu niezwykle trudno wybrać właściwe miejsce do położenia woblera, a miejsc zdatnych do prezentacji smużaka jest bardzo mało. Podkreślę, nie każda wolna od roślin powierzchnia jest kleniowiskiem, w niektórych nie doczekamy się brania nawet klonka. W innych miejscach wystarczy plusk upadającego woblera, by pobudzić większe klenie do ataku. Tej wody trzeba się nauczyć, tutaj trzeba być i wiele przynęt zerwać. Łowienie sprawia ból nóg, „łapiemy” liczne odrapania spowodowane przez kolczaste rośliny i poparzenia przez pokrzywy wyższe od człowieka, niekiedy łamie się szczytówkę wędziska w zaroślach, niespodziewanie wpada po pas do wody bądź cały dzień czeka na brania. O komarach, kleszczach, meszkach i muszkach pchających się do nosa lub oczu nie wspomnę, o poślizgnięciach i irytujących potknięciach – również.
Moja taktyka
Nad rzeką obserwuję wiatr i określam kierunek, po czym udaję się na brzeg po zawietrznej; cóż, łatwiej i celniej zarzuca się z wiatrem. Wolno przemieszczam się w dół lub w górę rzeki wypatrując powierzchni rzeki wolnej od roślin. Nie zawsze mam komfort wyboru kierunku przemieszczania. Idealnym miejscem do obłowienia jest końcówka roślin i blat wolnej powierzchni, a jeśli końcówka roślin podzielona jest na kanały (zazwyczaj są to rynny) z wyraźnie płynącą wodą, to na 99% z takich miejsc mam klenie. Obławiam końcówkę roślin i początek otwartej wody. Długie kanały (rynny) wolne od roślin (mogą mieć ok. 1 m szerokości) często dają mi duże klenie. Granica pomiędzy nurtem a płycizną brzegową, koniecznie wolna od roślin, zawsze jest dobrym łowiskiem i daje klenie najróżniejszych rozmiarów, o różnej porze doby. Bardzo lubię obławiać powalone drzewa i konary, a jeśli tylko obmywa je płynąca nurtowa woda, to na bank mam klenie w podbieraku.
Każde stanowisko ryb obławiam prowadząc wobler naprzemiennie, z prądem i pod prąd.