Testerzy relacjonują

Mam swój sposób

SPIS TREŚCI

Koniec wakacji nie oznacza końca trudności w łowiskach. Ryby nie zawsze chcą brać i niekiedy trzeba się nieźle nagłówkować, by je złowić.

Przez długie lata startów w zawodach wędkarskich odwiedziłem nieomal wszystkie łowiska w Polsce (przed zawodami trenuję na danym łowisku), poznałem ich specyfikę i poniekąd zmuszony byłem (o ile chciałem zdobyć punkty jako zawodnik) do szukania swojego sposobu na ryby podczas zawodów. To zaś nauczyło mnie wnikliwie obserwować łowisko, dostrzegać wszelkie znaki mówiące o obecności ryb, łamać stereotypy w technikach prowadzenia i doborze przynęt. Róbcie tak, a wkrótce przyznacie mi rację o skuteczności takiego podejścia. Podstawowy warunek to obserwowanie wody. Odwiedzam też łowiska, w których uwielbiam łowić na upatrzonego.

Ja go widzę, on widzi mnie

Uwielbiam spinningować klenie. Nie jest tajemnicą, że ta ryba jest bardzo płochliwa, ma dobry wzrok i naprawdę wie, co dookoła jej stanowiska się dzieje, na ogół postrzega przyjście i odejście wędkarza. Bardzo często widzi także mnie. Ale… No właśnie, o co tutaj chodzi? Bardzo ostrożnie idę brzegiem korzystając z naturalnych osłon. Unikam tupania, twardych kroków, skakania, chrzęstu kamieni pod podeszwami. O łamaniu gałęzi nie ma mowy, jest to szczególnie trudne w upalne lato lub suchą jesień, gdy ściółka jest wyschnięta na wiór. Na nieznanym łowisku jest to trudne i czasochłonne, na znanym – prosta sprawa.