Letni sezon trociowy dobiegł końca i teraz jest dobry czas na jego podsumowanie. Ogólnie rzecz ujmując, przy ekstremalnie niskich stanach wody na pomorskich rzekach łowienie było trudne. Były porażki i sukcesy.
Poszukiwanie letnich srebrniaków to niewątpliwie wyzwanie dla największych twardzieli. Dostępu do rzeki bronią dwumetrowe trzciny, niewiele niższe pokrzywy, osty, jadowity barszcz Sosnowskiego i wiele innych roślin. Większość odcinków rzeki, po których zimą przemieszczamy się bez problemu, od czerwca stają się prawie niedostępne. Stada komarów, końskich much i kleszczy także nie umilają łowienia. Rankiem przyjemny chłodek bardzo szybko zamienia się w nieznośny upał trwający zwykle do zachodu słońca. Jeśli dodamy do tego wiele godzin i dni spędzonych nad rzeką bez kontaktu z rybą, to mamy pełny obraz letniego trociowania. Tu nawet młodsza część mojego Klanu (dwóch moich synów) wymięka, a ja miewam chwilami napady zwątpienia. Wówczas zwykle w najmniej oczekiwanym momencie nadchodzi nagroda (albo zachęta jeśli ryba spadnie) w postaci potężnego kopnięcia w kij i wściekłego jazgotu hamulca kołowrotka. Nie ma chyba nic piękniejszego, niż widok zapiętego letniego srebrniaka. Godny to przeciwnik. Potrafi wyczyniać w wodzie i ponad nią niesamowite akrobacje. O sile i szybkości tej ryby krążą legendy i wiem z własnego doświadczenia, że nie bez powodu. Dlatego sprzęt do połowu troci powinien być odpowiednio skompletowany.