Listopad i grudzień to miesiące bardzo trudne dla wędkarzy; ryby żerują chimerycznie, a lodowaty wiatr i solidny przymrozek w końcu przepędzą z łowiska najwytrwalszych. Jestem wędkarzem, dla którego sezon trwa cały rok - nie kończy się. Nie da się wytrzymać siedząc w domu przed monitorem komputera, gdy z okna mieszkania widzi się Odrę. Człowiek pragnie przeżyć kolejną wędkarską przygodę, zaczerpnąć powietrza przesyconego rzeką i lasem, a każda złowiona ryba daje więcej satysfakcji niż złowiona latem.
Przychodzi taki czas, że człowiek wymaga od siebie dużo więcej, stara się wypełnić pustkę, w tym przypadku ściśle wędkarską. Udało się! Dzwoni do mnie Waldek Ptak. Mój autorytet, a zarazem świetny wędkarz proponuje dwudniowe wędkowania nad MOJĄ wspaniałą Odrą. Ustaliliśmy kilka szczegółów, jakie ryby mamy zamiar łowić, jaki odcinek rzeki będziemy obławiać, jakimi przynętami mamy zamiar miotać itd. O wędkarstwie można rozmawiać w nieskończoność, ale nie o tym teraz. Weekend minął w oczekiwaniu, w poniedziałek rano byliśmy już gotowi do łowienia. Ciepła kawka do termosu, kanapki do plecaka i ruszamy. Pogoda zaskoczyła nas miłym akcentem, a dokładniej białą poszewką usłaną na zmrożonej trawie. Śnieg sypał cały ranek, tak piękne rozpoczęcie dnia mogłem sobie tylko wymarzyć. Wysiadając z auta Waldek wręcza mi bajeczny, biało-czarny kij. Pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy: Świetnie pasuje do obecnej sytuacji pogodowej, swoimi kolorami tak niesamowicie oddawał klimat wyprawy. Zerkam na oznakowanie "Dragon Specialist PRO CHUB". Tym cudeńkiem jeszcze nie łowiłem. Długość 2,75 m - to moja ulubiona, 3-18 g ciężar wyrzutu, czyli wszystko pasuje idealnie. Podczepiam do niego mojego nieśmiertelnego Vipera FD 835i, chwytam w dłoń wędkę, krótkie machniecie w stronę olbrzymiej łąki. Podoba mi się - pomyślałem ;)