Zapomniałem rękawiczek... Gapa jestem, na szczęście Waldek miał dwie pary i jedną mi wręczył. W taką pogodę warto zadbać o dobrą odzież, jeśli nie chcemy być chorzy. Zestawy już prawie zmontowane, doczepiam przypon na wypadek ataku szczupaka i zaczynam od niewielkich gum. Jak z samej nazwy "CHUB" wynika, kijek jest przeznaczony do łowienia kleni, jednak nie musimy zawsze i kurczowo trzymać się stereotypów, nikt nas nie oskarży o łamanie zasad sztuki wędkarskiej, jeśli użyjemy wędki w innych warunkach, łowiąc innymi przynętami. Wędkujemy z odrzańskiej ostrogi, nurt ostro bije od napływu, strona zapływu jest dużo spokojniejsza i tu zacznę spinningowanie. Zakładam Lunatica na 10-gramowej główce, szybki rzut na koniec warkocza, zamykam kabłąk i czekam na pierwszy opad. Puk... Czuję dno, kolejne podbicie i puk... Wcale mnie to nie zdziwiło, że blank, który teoretycznie ma przekazywać delikatne brania kleni i kleników, niesamowicie sygnalizuje kontakt naszej przynęty z dnem. Chcąc poprowadzić wabik w ostrym nurcie, założyłem obciążenie 18 g, tutaj również nie było problemu z prowadzeniem gumy. Wędkowaliśmy tak do godziny 16:30. Nastała ciemność, zaczął sypać śnieg, noc była naprawdę cudowna. Mieliśmy już wracać do domu, gdy padło hasło: SANDACZE!? Czemu nie, uwielbiam nocny spinning, a przy okazji sprawdzę celność kija (podanie przynęty po ciemku jest dużo trudniejsze niż w dzień). Woblery nawet do 10 cm latały jak wystrzelone z procy, swoją przynętę mogłem posłać tam gdzie chciałem, a precyzja rzutu była naprawdę zadowalająca. Ostatecznie obeszło się bez ryb, winna chyba jest nagła zmiana pogody, co bardzo źle wpływa na brania „zanderków” (skaczące ciśnienie, na przemian wiatr i sypiący śnieg). Kończymy wędkowanie z zamiarem rozpoczęcia wędkowania z samego rana następnego dnia.