Jesień to okres łowienia największych ryb. Jeszcze wczoraj marzyłem o holu pięknego szczupaka – teraz wszyscy przecież wrzucają z nimi zdjęcia na portale społecznościowe. Widać nieźle biorą, ale ja nie lubię być jak wszyscy. Więc poszedłem na okonie.
Niestety, okres przebywania pasiastych osobników na płytszych wodach dobiegł końca i trzeba ich już szukać na kilkumetrowej głębi. Najłatwiej dobrać się do nich w tej sytuacji spinningując z łodzi. Ta, z różnych względów, nie zawsze jest jednak w naszym zasięgu. No, i co w tej sytuacji zrobić? Przede wszystkim, nie należy bezradnie rozkładać rąk. Wielu wędkarzy odpuszcza sobie ten gatunek sądząc, że łowienie go z brzegu jest, o tej porze roku, niewarte zachodu. Wystarczy jednak odpowiednio dobrany sprzęt, trochę cierpliwości i odrobinę umiejętności czytania wody, by zapewnić sobie sporo dobrej zabawy. Gwarantuję.
Duży akwen – boczny trok lub sbirulino
Wszystko tak naprawdę kręci się wokół zlokalizowania podwodnych skosów (uskoków) – to na nich najczęściej ustawiają się stada okoni, bo najłatwiej im wtedy zaatakować przemieszczającą się po wierzchu drobnicę. Na dużych akwenach takich miejsc na ogół należy szukać w odległości zbyt dużej, by posłać tam przynętę w tradycyjny sposób. Stąd najlepszym rozwiązaniem będzie boczny trok lub pływak o nazwie sbirulino, którego funkcjonalność cenię sobie ponad wszystko. Z pomocą pierwszej techniki obłowimy dno niewielkimi, gumowymi imitacjami rybek czy robaków. Druga – świetnie sprawdza się w przypadku posyłania na duże odległości niewielkich, okoniowych woblerów.