Nowy rok różnie się wędkarzom kojarzy. Jedni wyczekują lodu, aby uganiać się za okoniami czy białorybem. Inni (tak jak ja) myślą raczej o rybach łososiowatych. W moim przypadku łowić je zamierzam przy pomocy multiplikatora oczywiście.
Zima jest piękna nad rzeką, nawet ta bezśnieżna. Woda płynie swoim korytem jakoś bardziej tajemniczo, niż latem. Chodząc nad rzeką tylko turystycznie raczej nie dostrzeżemy życia. Ale to tylko złudzenie, bo w tej rzece są ryby. Może spore i dające się czasami zobaczyć, a być może nawet na końcu naszego zestawu…
Zacząłem od 25 g
Wyjątkowo nie będę tu pisał o tym, jak się przygotować na pstrągi (o tym pisałem już we wcześniejszych artykułach). Podpowiem natomiast jak się przygotować na trocie, gdy zechce się poławiać je castingiem właśnie.
Pewnego razu pojechałem ze znajomym na trocie. Już wtedy miałem długi staż łowienia z użyciem multiplikatora, więc i na tym łowisku innego sprzętu nie chciałem używać. Rzeczka nie była wielka i postanowiłem łowić stosunkowo lekkim zestawem (spinning do 25 gramów).
Łowiło się oczywiście wygodnie. Moje przynęty trociowe (na przykład obrotówka Tiger nr 2 czy Salmo Bulhead 6) latały wyśmienicie. Prowadzenie nie nastręczało problemu... Doszedłem do ciekawego miejsca. Nurt wyraźnie zwężał się około 30 metrów poniżej mnie, a pod moim brzegiem leżało w wodzie zwalone drzewo. Rzuciłem woblera pod drugi brzeg i wypuściłem aż do potencjalnie dobrego stanowiska ryby pod tym właśnie drzewem. Napiąłem plecionkę i wobler powoli dryfując i kolebiąc się zaczął zbliżać się do mojego brzegu. Bujnęło kijem, na co od razu zareagowałem zacięciem.