Współczesny wędkarz jest bardzo mobilny. Coraz częściej jego środkiem lokomocji na łowisko nie jest samochód, pociąg czy rower, ale samolot. Po trzech godzinach lotu z Polski możemy znaleźć się na łowiskach w najdalszych krańcach Europy.
Mobilność ta przynosi jednak dla wędkarzy pewne ograniczenia. Do samolotu niestety nie zabierzemy 50 kg (a tylko 15-20 kg) naszych przynęt, a za pełnowymiarową tubę z kilkoma spinningami sporo dopłacimy do biletu.
Wersja podróżnicza na silniejszą rybę
Sam korzystam z usług tanich linii lotniczych kilka razy w roku, dlatego posiadanie uniwersalnego spinningu, mieszczącego się bez problemu w bagażu głównym był dla mnie idealnym rozwiązaniem. Podczas mojego jesienno-zimowego pobytu w Polsce, dołączył do mojego arsenału spinning Team Dragon Voyager Salmon oraz kołowrotek Okuma Raw II. Team Dragon Voyager Salmon ma dł. 2.90 m, waży 256 g, składa się z 4 części, o długości transportowej 79 cm i c.w. 21-60 g. Kołowrotek Okuma Raw II w rozmiarze 55 mieści 200 m żyłki 0,40 mm, posiada przełożenie 1:4.5 i waży 420 g. Nigdy wcześniej nie posługiwałem się tak ciężkim zestawem spinningowym, szybko jednak okazało się, że mimo dość dużej masy, zestaw TD Voyager Salmon i Okuma Raw II 55 jest dobrze wyważony i nawet kilkugodzinne intensywne spinningowanie dużymi przynętami jest dość komfortowe.
Zacząłem od bieszczadzkiego Sanu
Pracę zestawu porządnie sprawdziłem podczas kilku wyprawy na głowacice nad górski (bieszczadzki) San. Ciągle nie posiadam na rozkładzie wymarzonej przeze mnie miedzianołuskiej królowej Sanu, ale te kilka wypraw pozwoliło konkretne przetestować mój nowy podróżny zestaw spinningowy. Na sanowe głowacice użyłem żyłki Dragon Nano Crystal 0,28 mm, na kołowrotek nawinąłem 135 m. Po skorygowaniu nawoju przez odjęcie podkładki, Raw II idealnie ułożył żyłkę na szpuli (podkładki znajdują się w komplecie). Wczesnym rankiem 4 grudnia stajemy z kolegą na brzegu Sanu. Jest kilka stopni poniżej zera, woda paruje, nad rzeką unoszą się gęste kłęby mgły. Obławiamy długą rynnę. Woda ożywa, gdy tylko zza góry wychodzi słońce. Spławiają się świnki i brzany, a do spływających na powierzchni drobnych owadów (tzw. sieczki) podnoszą się jelce i lipienie. Woda żyje jak w środku lata! I wtedy z zadumy wybudza mnie miękkie uderzenie w lekko obciążoną 13-centymetrową gumę! Zacinam i jest! Krzyczę do kolegi, że mam w końcu głowę na kiju. Kolega sprintem pokonuje dzielącą nas zalesioną przestrzeń i już asystuje przy podbieraniu… bolenia. Niestety, moja pierwsza głowacica okazała się grubym, jesiennym boleniem. J Teraz krótka sesja fotograficzna i boleń rześko znika w nurcie Sanu. Zaraz potem mam kolejne branie, niestety niezacięte. Przemieszczamy się. W końcu stajemy z kolegą na końcu rynny. Nagle widzimy potężną, ponad metrową rybę przecinającą naszą rynnę. Natychmiast ustaje żerowanie białorybu, przez kilkanaście minut rzeka jest martwa. Jestem pewien, to musiała być wielka głowacica. W końcu zacinam kolejną rybę, a jest nią niewielki, liczący 60 cm szczupak.
Kolejne wyprawy na San
Do końca 2015 jeszcze kilkukrotnie odwiedziłem San, niestety bez najmniejszego kontaktu z głowacicą. Mam jednak nadzieję, że zdobyte nad rzeką doświadczenie pomogą mi jesienią 2016 przechytrzyć w końcu miedzianołuską królową Sanu. Po wybudowaniu sprawnie działającej przepławki na grodzącym San progu na wysokości Przemyśla, rzeka wyraźnie odżyła. Ryby reofilne (prądolubne) bez problemu mogą wędrować na tarło w górę rzeki. Za nimi oczywiście podążają drapieżniki. W tej sytuacji, głowacice mają dużo więcej pokarmu, co sprzyja rozwojowi ich populacji w Sanie.
Kilka zdań o wędzisku
TD Voyager Salmon rewelacyjnie spisał się podczas polowania na głowacice. Kij bez problemu obsługiwał przynęty o masie od kilkunastu do ponad 30 g. Wędzisko mimo dość masywnej konstrukcji dolnika jest bardzo czułe, doskonale sygnalizuje delikatne brania mało aktywnych w zimie drapieżników (stopień aktywności zimowej w porównaniu do letniej i jesiennej). Świetnie spisał się podczas holu dużego bolenia, miękko amortyzując jego gwałtowne odjazdy (San płynący przez Bieszczady to bystra rzeka).
Na początku lutego, Voyager Salmon leci ze mną na Zieloną Wyspę, gdzie na pewno przetestuję go na irlandzkich jeziorowych, rzecznych i morskich drapieżnikach. A jesienią, jeżeli wszystkie moje plany pójdą zgodnie z planem, może uda się z Voyagerem w ręku stoczyć wygrane pojedynki z rybami: blue fishe, sea bassy, amberjacki i barracudy!
Tomasz Ekert
Team Dragon