Przygotowania do każdego nowego sezonu na esoxa z reguły zaczynam w połowie kwietnia: sprawdzam sprzęt i uzupełniam braki. Robię jeden lub dwa kontrolne bezwędkowe wypady na swoje łowiska - sprawdzam wszystko: ilość zielska, poziom wody, miejsca grupowania drobnicy, przeważające kierunki wiatrów w końcowych dniach kwietnia.
Pod lupę biorę każdy element zestawów, poczynając od przelotek, poprzez linki, a kończąc na najbardziej lichych główkach, których i tak nigdy pewnie nie użyję, bo noszę je z sobą od lat i nawet nie były moczone, ale muszą być, razie "W"... Plecionki ponawijane pod koniec ubiegłego roku (czyli w minionym sezonie) odwracam na szpulach, a te zniszczone ciut bardziej - powiedzmy z listopada idą w kosz; no trudno, nie ma zmiłuj - tu wszystko musi być cacy jak w szwajcarskim zegarku - podczas szczupakowych dni. Na możliwość zmierzenia się z elitą esoxów na moich wodach czekam tyle miesięcy, że w chwili konfrontacji nie może nic zawieść i utrudniać mi życia, wszystko musi iść gładko i pewnie, abym w głowie miał tylko jedno: szczupaka, a nie błądzącą po głowie obawę, że coś się wyłoży w wędce i stracę rybę.
Łatwo jak nigdy
Wybór dobrej plecionki wydaje się banalnie prosty: idziesz do sklepu, uśredniasz cenę widoczną na półkach i wiadomo - tanie do bani, drogie za drogie, uśredniasz więc i wychodzisz z uśmiechem wielkości banana na twarzy. Tak było kiedyś... Teraz, w dobie wyścigu „zbrojeń” i tysiącach różnorakich szpul, marek i rodzajów poszczególnych linek można się pogubić w ofercie, trafić na najnowszą nowość firmy X bez rodowodu za to obwarowaną ślicznymi marketingowymi zabiegami i… W pierwszy dzień łowienia zaklinasz pod nosem, bo plecionka ci puchnie, bo szeleści, bo broda za brodą wylatuje ze szpuli, bo strzępi się jak siodło Lucky Lucka, bo piękny w trudzie wypracowany esox właśnie ją w perzynę obrócił, choć ważył połowę jej liniowej wytrzymałości.
Chcąc uniknąć takich zdarzeń i mieć maksimum pewności, że moje zestawy sprostają rybom, jakich oczekuję w swoim łowisku, sięgam tylko po produkty testowane przez marki, którym ufam; nie skaczę na "boki" w poszukiwaniu „czegoś nowego i super” - nie stać mnie na to, czyli na pomyłkę kosztującą utratę ryby życia.
Bo tak lubię
Tak było i tym razem, po późnojesiennych doświadczeniach z ubiegłego roku z plecionką testową Magnum 4X, które wypadły dobrze, uzbroiłem w nią dwa kolejne "flagowe" zestawy tj. spinning CF-X CrossForce 2.13 m, c.w. 4-21 g wespół z Fishmakerem Ti FD1130i oraz obecnego "ulubieńca", poczciwego Guide Select Hornet 2,45 m c.w. 4-18 g w parze z nowym nabytkiem Metal Guide II FD1020i. Na oba kołowrotki powędrowała "magnumka", czyli czterosplotowa plecionka Magnum 4X w kolorze fluo, średnic 0,16 mm i 0,12 mm. I tutaj zapewne zainteresuje Was moja odpowiedź na pytanie: Dlaczego tak mocną linkę założyłem do "średniej mocy" kijaszków? Moja odpowiedź brzmi: bo tak lubię. :) Moja natura wędkarska nie znosi dedykowanych wędzisk, tzw. książkowych wzorów, wolę średniakami się posługiwać, bo dają mi więcej satysfakcji z każdego holu, lepiej podaję nimi lekkie wabiki, skuteczniej je prowadzę na półmetrowej czasem wodzie, a o ich moc się nie martwię – już udowodniły, że metrówek się nie boją.
Wracając jednak do wspomnianej plecionki. Moje łowiska należą do trudnych, początek maja to czas stanowisk szczupaków na metrowych płyciznach, gdzie pośród ziela wygrzewają się duże toniowce po niedawnym tarle. Muszę im z daleka podać niemałe przynęty: gumy 13,5 cm i dłuższe (nawet 25 cm), duże obrotówki rozm. 4 i 5, samodzielnie zmajstrowane combo jakieś…
Warunki pracy plecionki
Uparcie po kilkanaście godzin dzień w dzień muszę czesać najlepsze rewiry, wykonując po kilkaset rzutów pośród dryfującego zielska bezlitośnie oblepiającego linkę z kijem skierowanym ku górze, aby podnieść pracę przynęty; mimo tego, co rusz muszę ją wyszarpywać z kolejnej kępy wywłócznika, która się napatoczyła z falą i wiatrem. Takie warunki to istny dramat dla wędkarza, tortura dla zestawów, morderstwo dla linek.
Wspomniana „magnumka” dzielnie wytrzymuje te warunki, nie skręca się jej "roboczy" odcinek, nie szeleści w przelotkach, dobrze pracuje w rolkach kołowrotków, nie plącze się podczas parodniowych okresów gwałtownego "podbijania" opadu na 10-gramowej główce w wodzie głębokości 1 m (moje esoxy tak czasem mają - rusza je tylko gwałtowny bodziec). Wytrzymałość plecionki świetna, którą wielokrotnie już udowodniła, wręcz bezproblemowa.
Po dużej ilości roboczogodzin ciężkiej orki, zblakł jej tylko "roboczy" odcinek - jest jaśniejszy, pozbawiony jednak śladów fizycznego uszkodzenia włókien. Wynika z tego wniosek, że odporność na przetarcia oferuje na doskonałym poziomie. Zasłużyła sobie na miano dobrej plecionki i weszła na stałe w skład moich zestawów. Bez obaw i z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu wędkarzowi, jako dobry produkt wart zaufania. Tym bardziej warto zwrócić na nią uwagę, że jesień i czas drapieżników tuż, tuż.
Daniel Luxxxis Kruzicki