Wolny czas i bagaże
Pierwszym ograniczeniem był wspomniany już wolny czas. Zdecydowałem więc wykorzystywać każdy luźniejszy dzień, noc lub choćby ich część. Drugim ograniczeniem była ilość zabieranego nad wodę sprzętu. Postawiłem na rewolucyjny - jak dla mnie - wariant, w którym pakiet klamotów mogłem jednym kursem przenieść z auta na stanowisko. Proste rozwiązania, ale w praktyce dające mnóstwo korzyści a także komfortu nad wodą. Aby jedno i drugie połączyć i wdrożyć, potrzebowałem jeszcze wody, nad którą dojazd z domu nie zajmie więcej jak godzinę. Inaczej droga na łowisko i z powrotem mogłaby przekroczyć czas moczenia kijów. Dla mnie byłoby to nieracjonalne.
30 minut
Mieszkając na obrzeżu miasta szczęśliwie znalazłem łowisko, na które dojeżdżam w niespełna pół godziny. Niewielka, można powiedzieć „klubowa” woda z dostępem dla ok. 30 wędkujących w sezonie. To mi odpowiadało. I wzbudzało niemałą ciekawość odmiennością od tego, co do tej pory znałem. W ten oto sposób praktycznie cały miniony sezon poświęciłem na kameralny akwen, którego historia sięga ponoć początku lat 70-tych. Z wyboru i w sposób świadomy zrezygnowałem tym samym z dużych, komercyjnych łowisk, które wymagały ode mnie zaplanowania z wyprzedzeniem „wyprawy” a które to wycieczki z każdym kolejnym sezonem stawały się coraz trudniejsze w realizacji.