Ekwipunek
Na pierwszy plan ekwipunku zimowego „szaleńca” wysuwa się ubiór, to logiczne zresztą – dobre, oddychające ubranie, ciepłe i nieprzemakalne obuwie, porządna czapka, golf czy uniwersalna kominiarka, która sprawi się za obydwie rzeczy na raz. Bardzo dobra rzecz na wyprawy. Ściągnięta niżej chroni gardło i szyję, a gdy zacznie wiać i spadnie temperatura jeden ruch wystarczy i mamy ją tam, gdzie trzeba - na głowie. Używam taką i polecam ocieplaną kominiarkę Dragona Hells Anglers, wykonaną z lycry i mikropolaru od wewnątrz. Natomiast dla tradycjonalistów jak znalazł będzie ciepła, lekka czapka typu beanie - nie czuć jej na głowie a swoją robotę robi (używam EasySTRETCH). Oczywiście można połączyć kominiarkę z czapką, ja tak robię i nie straszne mi najtrudniejsze warunki, ponieważ bardzo łatwo reguluję ciepłotę głowy unikając pocenia się czy wyziębienia.
Skoro jest nam już ciepło i nie marzniemy, to teraz warto zadbać o wygodę w marszu i zarazem miejsce na pudełka z przynętami, termos, kanapki. Mam na myśli solidny, dobrze przylegający do ciała i wygodny plecak, który pomieści co trzeba, a także zabezpieczy nasz aparat fotograficzny, kluczyki od samochodu czy dokumenty; ja używam popularnego Team Dragona, mając go na sobie wchodzę w każdą lukę w przybrzeżnych „krzakorach” o nic nie zahaczając. Posiada on również to "coś", co dla mnie jest bardzo ważne, czyli multum kieszeni i pas biodrowy mający zadanie usztywniania całości w pasie. Ten jest świetnie zrobiony i sprawia, że po długiej tułaczce nie bolą mnie plecy – niestety, swoje latka już mam i boleści wychodzą z każdym przebytym kilometrem.