Wszystko się zaczęło trzy lata temu, kiedy pierwszy raz wziąłem muchówkę do ręki i podjąłem próby muchowania na mojej ukochanej rzece.
Oczywiście trwało trochę, nim opanowałem na tyle umiejętności, by móc myśleć o łowieniu ryb różnych gatunków. Często się wyprawiałem z muchówką; w miesiącu z pewnością wykonywałem ponad tysiąc rzutów. W tym czasie nauczyłem się sporo.
Przygodę z muszką zaczynałem na małych rybach gatunków: kleń, ukleja, małe pstrągi. Najbardziej spodobało mi się łowienie kleni, tych ryb u mnie jest bardzo dużo i tak już zostało do dzisiaj – uwielbiam je łowić. Im dłużej łowiłem, tym częściej na mojej muchówce zaczęły się meldować ryby innych gatunków.
Trochę historii
Dopiero po dwóch latach muchowania pojawiła się moja pierwsza brzana; brzana na muchę i od razu była to całkiem ładna sztuka. Wtedy każdym mięśniem i zmysłem poczułem, co to znaczy złowić naprawdę konkretną rybę na muchówkę. Mierzyła ona 64 cm, a walka z nią była niesamowitym przeżyciem pamiętanym do dzisiaj i wciąż mile wspominanym. Po tej brzanie złowiłem jeszcze kilka bliskich wymiaru. Później na moje miejscówki napłynęły ryby często i widowiskowo atakujące pływające przy powierzchni rybki. Już w tym momencie wiedziałem, że to bolenie. Ale w ogóle nie wiedziałem, jak się do nich zabrać, by złowić je na muchę. Już wtedy określiłem mój cel na przyszłość: złowić w ten sposób również pięknego bolenia. Wiedziałem, że te ryby dostarczają wędkarzowi mnóstwo pozytywnych emocji podczas zacinania i holowania na muchówce. Musiałem przemyśleć sprawę i opracować plan złowienia tej pięknej, walecznej ryby.
Domyślałem się, że po prostu pojechanie nad wodę i złowienie bolenia odpada - to nie może być takie proste. Przygotowania zacząłem od wycieczek nad rzekę, w upatrzonym miejscu siadałem na wysokim brzegu i - czy to z wędką, czy bez niej - obserwowałem. Usiłowałem odgadnąć zachowania ryb, domyślić się ich poczynań i strategii polowania. Uważnie obserwowałem, co te ryby robią, po jakim czasie zaprzestają polowania i główkowałem, gdzie też zapadają na odpoczynek. Było dużo takich momentów, kiedy bolenie grasowały przy powierzchni i od razu po jednym ataku następował drugi, trzeci i kolejne. Były to sytuacje, kiedy te ryby naprawdę żerowały. Skuszony, kilka razy spróbowałem rzucić między nich przynętę, ale żaden drapieżnik nie zdecydował się na atak. Mówiąc krótko, ryby nie złowiłem. Wtedy miałem o czym myśleć: co robić dalej? Jaką wybrać strategie?
Przełom
W końcu się okazało, że boleń bardzo dobrze reagował na moje rzuty muchówką wtedy, gdy jeszcze nie rozpoczął ataku na rybki, czyli nie podjął aktywnego żerowania. Mówiąc inaczej: najwięcej brań miałem w sytuacji, gdy bolenie pływały sobie spokojnie gdzieś przy powierzchni wody lub na skraju nurtu rzeki. Niezwykle ważnym czynnikiem – jak się okazało - było precyzyjne położenie przynęty w pobliżu bolenia, jednak w takiej odległości żeby nie zobaczył tego swoim bystrym wzrokiem. Najlepiej mi to wychodziło, gdy pływał gdzieś w nurcie pod drzewami, chowając się w cieniu. Właśnie w takich sytuacjach nieco tracił na ostrożności, czyli zupełnie odwrotnie do zachowania na wodzie spokojnej i bardzo czystej, klarownej.
Do połowu tych pięknych ryb użyłem niewielkich przynęt i nie chodzi o muchę, która naśladuje owady czy malutkie żwawe muszki. Próby podjąłem przynętą zwaną streamerem (W.P. - streamer ma zadanie imitować rybkę). Okazało się, że nie było potrzeby użycia większych przynęt na wodzie głębokości do metra - spokojnie wystarczała długości około 4 cm. Niby to małe muchy, ale też nie miałem problemu ze złowieniem ryby długości 70+ cm. Skuteczność łowienia i dobór przynęt w ogromnym stopniu zależały od tego, na jakiej wielkości rybkach akurat żerowały bolenie.
10. boleń
Po kilku miesiącach starań o złowienie bolenia w końcu zaliczyłem na rozkładzie kilka pięknych sztuk. W momencie złowienia bodajże dziesiątego bolenia stało się dla mnie jasne, że połów tych pięknych i walecznych drapieżników jest dla mnie najpiękniejszą przygodą w muchowaniu. Cóż, szybko się okazało to także, że mnie nie interesuje łowienie pstrągów lub małego białorybu na muchę. To bolenie stały się rybami dającymi naprawdę niesamowite wrażenia podczas wędkowania w rzece.
Sztywna lub nie sztywna
Podczas ostatnich 2 lat połowu boleni wielokrotnie używałem muchówki Dragon Viper Trout Fly 2,75 m #5. To typowa wędka pstrągowa, ale u mnie idealnie się sprawdziła w boleniowej przygodzie. Nie jest to szybkie wędzisko, co z kolei pozwala utrzymać rybę w rzecznym silnym nurcie. Jak się już wielokrotnie przekonałem, podczas łowienia w rzece nie ma potrzeby używania bardzo sztywnej wędki. Inaczej będzie podczas łowienia na zbiorniku lub jeziorze. Tam koniecznością jest zacinanie boleni z daleka, a zacięcie musi dokładnie i pewnie ulokować muszkę w twardej paszczy ryby. Natomiast w rzece te ryby łowię na przeciętnym dystansie, maksymalnie 10-metrowym.
Wędkę Viper Trout Fly idealnie spasowałem z bardzo lekkim kołowrotkiem Team Dragon FX, który do mojego połowu z boleniami lub kleniami wspaniale pasuje, jest zgrany z wędziskiem.
Płochliwość bolenia
Może ktoś zapyta o konieczność użycia podczas połowu bolenia linki przezroczystej? Moim zdaniem podczas łowienia w rzece nie ma to większego znaczenia. Używam przezroczystego przyponu na długość wędki (tak powinno być przy każdym połowie na muchę, kiedyś napiszę o tym więcej). Na jeziorze takie rozwiązanie może odegrać o wiele większą rolę; tutaj, czyli na jeziorach i zbiornikach, łowię bolenie w bardzo czystej wodzie w pobliżu roślin i reagują trochę inaczej. Mają więcej czasu do oglądania naszej przynęty w wodzie. Czyli stać się może, że boleń będzie długo pływać koło naszego zestawu i może zobaczyć linkę. Wtedy najlepiej sięgnąć po linkę transparentną - nieprzejrzystą.
Zaciąć? Dociąć?
Chciałbym też wspomnieć o ważniej sprawie zacięcia i docięcia bolenia podczas ataku na naszą przynętę. W rzecznym nurcie lub na trochę spokojniejszej wodzie nie ma potrzeby mocnego zacięcia tej ryby. Ona już sama się zacina, z zasady, ponieważ podczas ataku na muchę stara się obrócić w dół rzeki, ustawić z nurtem. Bardzo często tak się dzieje. Ale bywa, że świadomie docinam rybę. Wszystko zależy od sytuacji, więc należy obserwować moment brania i starać się ocenić tę sytuację. Z kolei, na zbiornikach lub jeziorach uważam, że jest potrzebne mocne zacięcie podczas każdego brania. No, nie za mocne, żeby ryba nie zerwała nam zestawu.
Do połowu boleni w rzece używam żyłek od 0,18 mm do 0,20 mm. Na dużych zbiornikach, łowiąc z łodzi lub z brzegu, wolę żyłki od 0,22 mm do 0,25 mm, ponieważ brania z powierzchni zbiornika są bardzo agresywne, niekiedy łakomi się silny szczupak lub bardzo duży boleń.
Życzę muchującym udanych połowów i zachęcam do łowienia boleni. Moim zdaniem to przypomina łowienie ryb podobnych boleniom, które pływają w morzu. Mówię o tarponach, marzę o wyprawie na te ryby. Ale o tym może napiszę innym razem.
Jakub Hutňan