Z łowieniem leszczy jest trochę tak, jak z muzyką disco polo: niby nikt nie słucha, a niemal każda impreza musi być nią okraszona. Niby złowienie leszcza, to nic trudnego - zupełnie jak zaśpiewanie wcześniej wspomnianych utworów, tylko że gdy chcemy jedno czy drugie wykonać w sposób profesjonalny, stajemy przed ścianą. To nie takie proste i oczywiste.
Nad brzegami naszych wód wędkarzy jest ogromna ilość! To niezaprzeczalny fakt! A ilu z nas miało okazję złowić rekordowego leszcza?! Albo takiego pod pięćdziesiąt? No właśnie… połów rekordowych leszczy to najczęściej przypadek, przyłów przy połowie karpi i amurów.
Podejście prawdziwego łowcy
Prawdziwy miłośnik dużych leszczy wie, że rekordowy leszcz jest przeciwnikiem, adwersarzem wymagającym, trudnym, przebiegłym… Tak jak złowienie leszczyków (do 30 cm) można uznać za urlopową rozrywkę, tak połów sztuk długości powyżej 50 cm to prawdziwe leszczowe manewry. Każdy z nas (prawdziwych łowców) wie, że kluczem do leszczowego sukcesu jest taktyka. Każda z wód i każda z sytuacji rządzi się swoimi prawami, ale jednak kwestie podstawowe są niezmienne! Duże leszcze są bardzo ostrożne, płochliwe, nieufne, wymagające oraz są prawdziwymi smakoszami. Duże leszcze nie wybaczą Wam błędów o naturze technicznej, a wszystkie mankamenty sprzętowe (głównie te, których naprawę zostawiliśmy na później) na pewno się zemszczą! Sprzęt, niezależnie od techniki, musi być wręcz finezyjny, a żyłki delikatne, operujące w najwyższych rejestrach swej wytrzymałości, haki ostre i pewne, wędki czułe i delikatne. Leszcze kochają równą walkę i łowcy z taką taktyką i odpowiednim podejściem nie będą cierpieć na brak wrażeń czy emocji!
Leszczowa pułapka
Pan leszcz, bo o nim dziś mowa, to ryba wyjątkowo interesująca dla amatorów dużych leszczy na wędce i będących jedynym celem eskapad wędkarskich. Ci wędkarze mają zagwarantowane ogromne emocje, a także szereg porażek (jako narzędzie dydaktyczne), jednakże dane im będzie zaznać smaku zwycięstwa. Leszcz potrafi w sobie rozkochać, potrafi zmobilizować do walki i niestety, a może na szczęście, potrafi przerodzić się w naszą obsesję.
Ja w taką leszczową pułapkę wpadłem ładnych kilka lat temu i po ogromnych sukcesach neofity, moim motywatorem stały się porażki. Jednak w naturze mam zakodowaną walkę i nieustanny pęd do wiedzy, więc na przekór teoriom duże leszcze stały się moim celem! Nie jest jednak tak, od razu się tłumaczę, że łowię tylko rekordowe sztuki! Zdecydowanie nie! Takie „godne uwagi” przypadają mniej więcej w proporcji jeden na dwadzieścia. Na początku była to jedna, dwie sztuki na sezon… Co więc zmieniłem? Na czym opieram moje coraz lepsze wyniki? To nie tajemnica. Nie jest to wiedza tajemna. Moje osiągnięcia zakotwiczam w wędkarsko-ichtiologicznej wiedzy, obserwacji, leszczowej kuchni i optymalnym sprzęcie!
Obserwacja, analiza, lądowanie
Leszczowe sukcesy zacząłem osiągać w chwili, gdy w kominku, w czasie zimowego wieczoru palił się ogień, a ja oglądałem i segregowałem zdjęcia w komputerze, bezładnie wrzucone w jeden folder o nazwie „leszcz”. Pamięć niestety bywa zawodna i za żadne skarby nie potrafiłem dopasować kilku zdjęć do miejsca i czasu, w którym owe leszcze były złowione. Zły na siebie, wjechałem sobie na ambicję i autokrytyka, jako ichtiologa, zmotywowała mnie do przypisania ryb (tego samego gatunku) do konkretnego łowiska po cechach osobniczych. Pomocne były także elementy sprzętu widoczne na zdjęciach, głównie haki z przynętą i uwaga: sposób zacięcia poszczególnych osobników. Proces identyfikacji i segregacji zajął mi trzy wieczory, ale wyciągnięte wnioski przyczyniają się do obecnych sukcesów!
Seria V-POINT PRO
Profesjonalne haki, wyprodukowane według ściśle określonych założeń technologicznych. Lekkie, a zarazem niebywale ostre i mocne. Sprężyste, odporne na zginanie, twarde. Zbudowane na bazie najwyższej jakości stali wysokowęglowej (hi-carbon steel). Specjalnie zaprojektowane, chemiczne ostrzone zadziory, stworzono z myślą o holu walecznych ryb w ekstremalnych warunkach.
Seria V-Point
Haki o zoptymalizowanym kształcie i wytrzymałości. Wykonane z zachowaniem nienagannych proporcji pomiędzy długością trzonka a szerokością łuku kolankowego i kształtem grotu. Tworzone z dbałością o wysoką jakość użytego materiału (hi-carbon steel). Poddane testom wytrzymałościowym.
Leszcz to mistrz adaptacji
O kameleonach wiem bardzo niewiele, tak jak większość kojarzę je z umiejętnością dostosowania. Jednak uważam, że leszcze są w tym o niebo skuteczniejsze! U kameleonów prawo mimikry jest tylko powiązane ze zmianą barwy komórek pigmentacyjnych w skórze, a u moich ukochanych leszczy dostosowanie dotyczy także cech fizycznie anatomicznych! Sukces w segregacji zdjęć osiągnąłem po tym, gdy zauważyłem znaczne różnice w budowie otworu gębowego, pyszczka i „warg” leszczy z jezior, dużych rzek i mniejszych cieków. Po dogłębnej analizie zauważyłem kolosalne różnice, na które nigdy nie zwracałem uwagi! Leszcz to leszcz i jaka tam różnica?! Czasem może kolor, ale to też sprawa drugoplanowa. W prasie wędkarskiej i w wielu książkach czytamy, ze otwór gębowy leszcza, zakończony specyficznym ryjkiem, skierowany jest ku dołowi, aby mógł nim zasysać osady denne i wypluwając je w wodną toń chwytać interesujące leszcza frakcje i smakołyki. Zgadza się. Jednak analizując posiadane zdjęcia zauważyłem, że nie każdy duży i mniejszy leszcz ma równie okazały ryjek, a otwór gębowy nie zawsze z równą intensywnością skierowany jest ku dołowi. Dodatkowo wargi; u jednych mięsiste, obfite, jak u lina, a u innych delikatne i niemal niezauważalne jak u śledzia. Od zawsze intrygowało mnie także, jakim to sposobem leszcz w szybkim nurcie dużej rzeki byłby w stanie pobrać z dna osady, ustawić się przodem do nurtu, wypluć zassane frakcje, odpłynąć szybko z nurtem i wyłapać to, co jest dla niego optymalne. Dodatkowo posiadając ryjek ostro skierowany w kierunku dna, musiałby w tym nurcie ustawić się wręcz pionowo, aby wypluć pobrany pokarm. Taka technika pobierania pokarmu byłaby całkowicie nieopłacalna energetycznie. To do mojej układanki nie pasowało. Analizując wszystkie zdjęcia, które z leszczami posiadam (a z racji kwestii zawodowych mam ich kilkaset), zauważyłem, że pyski leszczy zdecydowanie się różnią!! Różnią się ze względów środowiskowych. Mogę śmiało stwierdzić, iż z moich obserwacji wynika, że w zależności od zajmowanej niszy ekologicznej, takiej jak duża rzeka, starorzecze, kanał, jezioro, zbiornik zaporowy, leszcze dostosowały swój „wygląd i parametry” do zajmowanego środowiska. Na podstawie analiz wiem, że znaczny wpływ na wygląd i zachowanie żerowe ma oprócz uwarunkowań genetycznych także behawior leszcza. Cały system zachowań wynikających ze środowiska wpłynął na jego wygląd, zachowanie i często determinuje większość funkcji życiowych, łącznie z tą jedną z najważniejszych - pobieraniem pokarmu.
Klucz do sukcesu
Powyższe obserwacje zaczęły przekładać się w moim wędkarskim ja na konkrety. Postanowiłem wyciągnąć dalece idące wnioski z obserwacji i całkowicie zmienić moje podejście do połowu leszczy. Reasumując, dostosowałem parametry sprzętu, technikę połowu oraz arsenał przynęt i zanęt do określonego łowiska i adaptacyjnych umiejętności leszczy. Ja naprawdę diametralnie różnie łowię leszcze w rzekach, kanałach, a nawet w starorzeczach. O kwestii jezior i zbiorników zaporowych nawet nie wspominam.

Czym, kiedy i gdzie?
Dochodzimy do sedna leszczowych łowów, opartych na ichtiologicznej wiedzy. Rano czy wieczorem? W dzień czy w nocy? Świtem czy o zmierzchu? Są to odwieczne pytania, a na temat odpowiedzi na nie napisano bardzo, ale to bardzo wiele. Byłbym ignorantem, gdybym napisał konkretną odpowiedź, gdyż takiej nie ma. Jednak mimo to, nie jesteśmy na straconej pozycji. Ichtiologia i praca nad behawiorem naszych ulubieńców pozwoliły dojść do konkretnych wniosków. Jak wiadomo, ilość brań zależy wykładniczo od częstotliwości i intensywności żerowania. Ryby, jako zwierzęta zmiennocieplne, szukają swego optimum żerowego. Jest to czas, gdy rybom się opłaca ruszyć na poszukiwanie pokarmu, gdyż ilość zdobytej energii jest znacznie wyższa niż jej wydatek na proces żerowania. To trochę tak, jakby przeliczać, kalkulować, czy w dniu pracy więcej zarobimy, czy więcej wydamy na dojazd do niej. Po okresie lata, temperatura wody jest nierzadko wyższa, niż temperatura średniodobowa powietrza. Ryby żerują na bardzo równym, w miarę intensywnym poziomie. W obecnej porze roku stosunek temperatury wody, temperatury powietrza oraz światła jest na coraz bardziej optymalnym poziomie. Można w wielkim skrócie stwierdzić, że właśnie teraz żerowanie leszczy, po zimowej „obniżce” staje się coraz wyższe! Jak wynika z doświadczeń i obserwacji, wszelkie wahania pogody stają się naszymi sprzymierzeńcami. Ryby instynktownie czują, że zbliża się wiosna, cieplejsza pora roku, a co za tym idzie, czas na gromadzenie zapasów przed okresem tarła i wcześniejszego procesu budowy gonad! Wiedząc o tym, prawdziwy leszczowy łowca powinien chwilowo przeobrazić się w „kuriera smakołyków” i pomóc w zapełnieniu leszczowej spiżarni. Parafrazując przysłowie: „Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz” możemy przewrotnie napisać: „Jak posypiesz, tak połowisz”.

Leszczowe menu
Maksyma łowcy powinna brzmieć: Wszystko, co robisz rób mądrze!
Duże leszcze pochłaniają znaczne ilości pokarmu. Ile? Przy optymalnych warunkach żerowych, będzie to nawet 40% swojej masy w ciągu doby. Czy to dużo, czy mało oceńcie sami. Duży leszcz, taki ważący ok. 4 kg zje około 1,7 kg pożywienia w ciągu doby. Załóżmy, że pływa w ławicy 10 podobnych sobie osobników, a dodatkowo towarzyszy im ławica krąpi, leszczyków, uklei. Okazuje się, że w takiej sytuacji tylko duże leszcze zjedzą niemal 20 kg pożywienia, a spokojnie drugie tyle zje drobnica.
cdn.
Piotr Kondratowicz