Na skraju rezygnacji
Łowisko już lada dzień miałem spisać na straty, już szykowałem przyczepę by zabrać łódź na inne jezioro, kiedy to udało mi się (z pomocą echosondy) wyselekcjonować miejsce o twardym dnie na skraju stoku, wolne od podwodnej roślinności. Wtedy też przestawiłem się na grubsze przynęty i z uporem maniaka zacząłem wodę czesać przynętami i kopytkami w rozmiarach począwszy od 5 cm. Na podstawie wcześniejszych obserwacji ilości brań maluchów na "bocznego" wyselekcjonowałem kolory przynęt, na które maluchy reagowały najchętniej. To doświadczenie przeniosłem na większy kaliber przynęt i podczas ósmej wizyty na łowisku w końcu woda się dla mnie otworzyła. Nad wodą stawałem wcześnie rano lub wieczorem, po czym bacznie obserwując wodę, to co dzieje się na echu w toni, zacząłem dostrzegać ataki okoni o wyznaczonych godzinach, w regularnych odstępach. Na tej podstawie wydedukowałem o której godzinie, jak i kiedy okonie wybierają się do swojej stołówki. Przy formułowaniu wniosków bardzo ważne są niuanse, takie jak ustawienie łodzi umożliwiające stukanie gumą po twardym, nie zarzucanie w poprzek wiatru (co znacznie ułatwia kontrolę nad plecionką), ustawienie łodzi na odpowiedniej głębokości.