Testerzy relacjonują

Nano POWER zostaje ze mną

SPIS TREŚCI

Czuję wibrujący telefon, odbieram połączenie i słyszę głos Waldka: "Adrian, mam dla ciebie zupełną nowość - kijek, który z powodzeniem spełni twoje wymagania podczas łowieniu okoni i podoła walce z 70-centymetrowym sandaczem." To było to, na co czekałem długi czas.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech i jedyne, co mi pozostało to z grzeczną niecierpliwością czekać na kuriera. Pamiętam, jak mocno wtedy zacierałem ręce z podniecenia i ochoty do wędkowania. Z nowym spinningiem, rzecz jasna.

 

Nano Power XT60P 18 26-66-245

W końcu jest! Nano POWER XT60P JIG 18. Trzymam go w dłoni, oczy długo nie mogły się nacieszyć widokiem tego cudeńka. Nowoczesne przelotki dodają uroku całej konstrukcji spinningu, a świetnie wyprofilowany uchwyt daje poczucie pewnego chwytu. Nano Power długości 213 cm i ciężarze wyrzutowym do 18 g był cały do mojej dyspozycji. Caluteńki. Nie chcąc tracić czasu, podczepiam do niego kołowrotek Specialist 1025i - pasuje jakby został zrobiony do kompletu, do tego plecionka Dragon Guide 8x ULTRA LITE i zestaw skompletowany.


 

Na zdjęciu znakomita guma, już w ostatniej fazie testowej, Belly Fish.Dużo możliwości

Dotknęło to i mnie, nie wiedziałem od czego zacząć spinningowanie, w końcu dowiązałem do plećki fluorocarbon średnicy 0,16 mm, podczepiłem do niego przynętę drop shot na główce jigowej i pewnym krokiem ruszyłem w stronę pasiastych rozbójników. Już w pierwszych rzutach odczułem świetne ładowanie się blanku, mimo mocnego wiatru wabik o wadze 5 g mogłem podać na zaskakująco dużą odległość. Z częstotliwością co kilka rzutów meldują się małe okonie, swoją wielkością nie robią wrażenia ani na mnie, ani na sprzęcie którego używam. Kolejne rzuty… Czuję PUK! A raczej nazwałbym to mocnym kopnięciem, wędzisko zareagowało wyraziście, a przy okazji z niesamowitą precyzją przekazało branie do mojej dłoni. Ląduje na brzegu ładnego okonia, długości około 30 cm. Ależ radości sprawił mi ten garbus. Strzelam szybką fotkę i, jak przystało na prawdziwego wędkarza, zwracam mu wolność. Dzień się skończył, a mi ciągle było mało.

Wypad na Odrę

Kolejny dzień. Pobudka 7 rano, zerkam na termometr wskazujący -5 °C. Czas na dobre opuścić ciepłe łóżko i ruszyć na kolejną wyprawę. Potrzeba wiele samozaparcia, aby w taką pogodę wyruszyć nad wodę. Ubieram zimowe skarpety, cieplutką czapeczkę i ruszam ze znajomymi nad brzegi mojej ukochanej rzeki, Odry. Pod stopami skrzypi zamarznięta trawa, a słoneczko dopiero wychodzi zza horyzontu. Przyroda powoli zaczyna budzić się do życia i w wodzie widać pierwsze ataki drapieżników. Zmieniam zestaw na cienki przypon surfstrand, zakładam Reno Killera Pro w moim ulubionym kolorze i zaczynam spinningować. Bodajże w trzecim rzucie plecionka wystartowała w prawo, jakby ktoś pod wodą wystrzelił moją przynętę z procy. Zaczynam hol, który na czułym blanku daje mi naprawdę dużo frajdy. Hamulec zagrał po raz ostatni. Udało mi się podebrać grubego szczupaka około 60 cm. Pierwsza myśl była taka, że był to świetny test bojowy dla takiego wędziska, a zarazem mogłem wyciągnąć pierwsze wnioski z ugięcia cieniutkiego blanku. Wbrew pozorom miałem jeszcze spory zapas mocy, a praca kija była naprawdę zadowalająca. Z "bananem" na twarzy i głową podniesioną wysoko wróciłem ogrzać się w domu.


 

Kolejny dzień, nowe wrażenia

Nastał kolejny dzień. Zrobiło się deszczowo i pochmurnie, silnie wiejący wiatr bardzo zniechęcał do wędkowania. Myślę sobie: A co mi tam, najwyżej zmoknę. Tak lało, że ledwo dojechałem nad wodę. Przeczekałem „mokre chwile” w aucie i gdy zelżał deszcz wziąłem Nano Powera w dłoń, założyłem malutkiego Lunatica na 4-gramowej główce i w chwili zaniku deszczu wyszedłem na brzeg rzeki. Nie pamiętam, po którym rzucie poczułem BACH! Strzał, jakiego jeszcze nie miałem; szybkie zacięcie, ryba z dużą siłą i częstotliwością szarpie wędziskiem. Pierwsza moja myśl: Mam grubego okonia. W końcu doprowadzam rybę do brzegu i widzę czerwono-pomarańczowe oczy oraz srebrno-krystaliczną łuskę. Tak! To płoć, która agresywnie zaatakowała przynętę spinningową. Mierzy dobre 40 cm. Szukam miarki, a niechciany deszcz zaczyna powracać. Trudno, znalezioną miarkę chowam, po czym wyciągam aparat – muszę zrobić zdjęcie, bo mi nikt nie uwierzy! Niedaleko mnie wędkował pewien wędkarz, widocznie nie byłem jedynym wariatem szukającym ryb w taką pogodę. Poprosiłem o zrobienie zdjęcia. PSTRYK! Mam fotkę, trochę zachlapaną, ale pamiątka pozostała.

Wybrałem drop shot

No cóż, oba wypady sprawiły, że rozchorowałem się i dostałem w prezencie 2 tygodnie przerwy w wędkowaniu. Gdy tylko nastał dzień wolny od pracy wybrałem się przetestować kijek w warunkach, do których został stworzony, czyli spinningowanie z jednostki pływającej. Zdecydowałem się na zabójczo skuteczny drop shot. Nad wodą byłem z kolegą, więc szybko i sprawnie napompowaliśmy ponton. Pośpiech opłacił się, już wcześnie rano w promieniach słońca śmigaliśmy po jeziorku. Po południu nasilił się wiatr. Łowienie na otwartej wodzie stało się niemożliwe. Uciekając przed wiatrem wpłynęliśmy w płytką zatoczkę, jeszcze nie wiedziałem, co takiego tutaj się wydarzy. Wykonuję rzut pod trzcinki i zaczynam pracować przynętą. „Widzę” delikatne muśnięcie sygnalizowane na szczytówce, szybka reakcja i zaczynam jazdę - ryba naprawdę kapitalnie walczy, a ja wiem, że to jest szansa, której nie mogę zmarnować. W końcu ryba pojawia się przy powierzchni, wykorzystuję odpowiedni moment i ląduję rybę podbierając ją dłonią. Jestem przeszczęśliwy! Kijek pozwolił mi bardzo precyzyjnie podać i prezentować przynętę, wielki okoń został oszukany. Magiczne 40 cm zostało przekroczone, to mój największy okoń dotychczas złowiony. Tym miłym akcentem skończyłem wędkowanie, a kij zajął honorowe miejsce w moim okoniowym arsenale.

Moim zdaniem NanoPower XT60P Jig to świetne wędzisko do połowu pasiaków. Mimo tego, że swoją długością odpowiada raczej wędkowaniu z łodzi, również może być zabójczo skuteczny w połowach z brzegu. Okazał się świetną alternatywą dropshotową i rewelacyjnym kijaszkiem pod opad lekkim główkami jigowymi. Jestem przekonany, że przetrwa ze mną nie jedną wyprawę i pozwoli wyholować kolejną życiówkę.

Adrian Polakowski
TEAM DRAGON JUNIOR