Testerzy relacjonują

Weekend w odcieniu Magnum cz. 2

SPIS TREŚCI

W pierwszy dzień długiego weekendu byłem nad rzeką, gdzie przekonałem się, że testowany przeze mnie kijek (Magnum Ti c.w. 5-25 g, 2.13 m) okazał się całkiem dobrym modelem, a co najważniejsze: szczęśliwym. Trzy ryby w krótkim czasie to dobry wynik, wędzisko stanęło na wysokości zadania (co przy castingu i pstrągach nie jest aż takie łatwe).

Drugi dzień weekendu zaplanowałem dosyć rekreacyjnie. Miałem na łódce towarzyszkę, która stwierdziła, że nie będzie się nudzić i dopytywać: „Kiedy wracamy?”. Również i mi jej towarzystwo odpowiada, więc aby jakoś przełamać się do trollingu (jako do metody dosyć monotonnej i wymagającej cierpliwości i wytrwałości) postanowiłem połączyć miłe z pożytecznym.

20-32-199

Coś nowego, skutecznego.

Plecionka Dragon Nano Core X4 - kolejna japońska plecionka Dragona, tym razem powstająca w fabryce firmy Momoi Fishing. Czterosplotowa konstrukcja i wyjątkowa odporność powierzchni na ścieranie pozwalają stosować ten produkt do praktycznie każdej metody, o delikatnego spinningu po wędkarstwo morskie. W ofercie dostępne dwa kolory: jasnoszary i ciemnoczerwony, na szpulach 135 m, 270 m i 1000 m. Dostępne średnice od 0,06 do 0,30 mm. Najcieńsza plecionka, średnicy 0,06 mm i 0,08 mm doskonale nadaje się do łowienia na cięższe przynęty „głębokich” kleni w głębokiej i szerokiej rzece oraz o zmierzchu, a także pstrągów.Postanowiłem potrollować, bo w końcu zdecydowałem się na zakup akumulatora (do silnika elektrycznego zaburtowego). Zazwyczaj każdemu z nas ciężko przekonać się do wielu godzin wiosłowania, więc pracujący silnik przy łodzi wiele zmienia w życiu wędkarza; przynajmniej u mnie. Nie gotowałem się jakoś szczególnie na tę wyprawę sprzętowo i przynętowo. Wziąłem dwa wędziska: Big Bait Jerk 90 c.w. do 90 gramów oraz Magnum Ti BaitCast M c.w. 10-35 g. Ten drugi może być zbyt delikatny, ale do prowadzenia gumy na pewno się nada. Ostatnio otrzymałem w celach testowania i dogłębnego zapoznania się,  multika SHS 200iL Team Dragon oraz plecionkę Nano Core X4 (opisanej jako 0,16 mm) w kolorze ciemnoczerwonym. Te akcesoria stały się uzupełnieniem lżejszego wędziska. W planach miałem obrzucić płytszą wodą, więc ten zestaw wydawał mi się idealny (pod warunkiem, że na multiku nawiniemy trochę mniej linki, aby wzrosła nam w ten sposób odległość zewnętrznego nawoju linki na szpuli od wodzika - ułatwi to i wydłuży rzuty. Potwierdziło się to zarówno nad rzeką, z lżejszym zestawem, jak i na początku mojego jeziorowego łowienia.


W wodzie Lunatic, ale tym razem 6 calowy. Srebrno-szary ze złotymi wtrąceniami. W pewnym momencie na echosondzie widzę słup ryb. Głębokość w tym miejscu sięga około 20 metrów, a tam ryby od samej powierzchni do dna (również samego). Odpływam zakosami, ale w taki sposób, aby w to miejsce napłynęła przynęta. To dobra decyzja, bo gdy tak się dzieje czuję mocne uderzenie.Dość szybko rezygnuję ze spinningowania na rzecz trollingu. Niech akumulator wykaże swoją przydatność. Zaczynam trollingować w sposób uproszczony (bez planera, bez windy, bez jakichkolwiek innych dodatków trollingowych), jednak wędziska mocuję w uchwytach burtowych. Na końcu zestawu co pewien czas wieszam różne przynęty, ale jakoś najbardziej przemawia do mnie Lunatic długości 5 cali. Może ze względu na świadomość, że skoro za sielawą pływają szczupaki, to i za smukłym Lunatikiem też popłyną… Może nie mam podstaw szczególnych do tej tezy, bo to przecież Natura i rządzi się swoimi prawami. Ale najważniejsze jest przekonanie do przynęty, a do tej właśnie miałem (i nadal mam).
Pływamy, pływamy, rozmawiamy z towarzyszką – jest miło. Po kilku godzinach przy jakimś nawrocie mam „coś”, co można określić zluzowaniem linki. Może to było jakieś puknięcie w przynętę…? Oczywiście na tym lżejszym sprzęcie.
rozmiarówka LunaticWyciągam po jakimś czasie Lunatica z wody, oglądam, oglądam i nic nie widzę. Może to jednak było jakieś zakłócenie pracy np. potrącenie o coś, bo idealnej kontroli nad przynętą nie miałem.
Jednak, po kwadransie, znowu przy zmianie kierunku płynięcia już pyknięcie czuję wyraźnie. Znowu nie udaje mi się zaciąć ryby. Tym razem, po wyjęciu zestawu widzę, że tuż przy ogonku są ślady ingerencji szczupaka. To daje mi do myślenia. Więcej już kontaktów z rybami nie mam, ale jestem trochę rozochocony. Dwa brania w trollingu. Niesamowite… Na tyle niesamowite, że następnego ranka jestem znowu nad wodą. Trochę lepiej uzbrojony, a gumy mają dozbrojki tuż przy ogonie (na tyle blisko by zapiąć szczupaka i jednocześnie na tyle daleko, by jednak nie ograniczać w sposób znaczący pracy przynęty). Wypływam mocno skupiony. Muszę być czujny, jak ważka. Ciekawe czy będą brać. Obserwuję wskazania echosondy. Uczę się jej, więc czas oczekiwania na branie mam wypełniony edukacją.


 

Skręty i esowanie

Przypominam sobie o braniach szczególnie podczas wykonywania nawrotu. Zaczynam zabawę: delikatny skręt w lewo, dwa-trzy metry prosto, skręt w prawo i znowu prosto. Po którymś takim manewrze czuję nieliche uderzenie i luz. Zacinam mocno i… siedzi! Kij ładnie amortyzuje zrywy ryby. Pracuje pięknie… Nie wiem tylko jeszcze jak dużą mam rybę na końcu zestawu. Szczupak (bo jego rozpoznałem oceniając po charakterze walki) nie poddaje się, ma wiele siły i świetnie testuje sprzęt i wędkarza ;) Magnum Ti daje radę :) W końcu mam szczupaka przy łódce. Nie jest mały, nie jest też wielki. Pomiar wskazuje 75 cm, więc fajna to rybka. Pierwsza ładna ryba z trolla tak świadomie złowiona. Jeszcze przed braniem widziałem na echosondzie drobnicę pod powierzchnią i jakieś zapisy w toni, zdecydowanie pod drobnicą prowadziłem przynętę i wziął. Wziął przy esowaniu łódką. Muszę przemyśleć zachowanie się przynętą w tym właśnie momencie. Przecież przy wypuszczonej daleko przynęcie nie są to dla niej zmiany kierunku… Tego dnia mam jeszcze jedno branie, ale niezacięte.
Około południa spływam z wody, bo prognozy meteorologów wskazują wzrost siły wiatru i ewentualne burze. Nie mylą się. Gdy wsiadam do auta zaparkowanego nieopodal jeziora pojawiają się pierwsze krople deszczu z silnym wiatrem, a po drodze dopada mnie istne oberwanie chmury z zimnym dodatkiem: gradem. Uczucie u siedzącego w samochodzie takie sobie, zwłaszcza gdy pomyślimy o możliwości pojawienia się gradu wielkości gołębich jaj. Udało się, nie było lodowych gołębich jaj lecących z nieba.

Jak się domyślacie, kolejny dzień i wschód słońca oglądam na wodzie, z pokładu łódki. W końcu długi weekend ma być długi. Zaczynam tak, jak ostatnio. Wędzisko w uchwyt, coś tam grzebię przy echosondzie, ale nieustannie bawię się zmianą kierunku. W wodzie Lunatic, ale tym razem 6 calowy. Srebrno-szary ze złotymi wtrąceniami. W pewnym momencie na echosondzie widzę słup ryb. Głębokość w tym miejscu sięga około 20 metrów, a tam ryby od samej powierzchni do dna (również samego). Odpływam zakosami, ale w taki sposób, aby w to miejsce napłynęła przynęta. To dobra decyzja, bo gdy tak się dzieje czuję mocne uderzenie. Zacinam i już się cieszę. Kolejna ryba świadomie wytrolowana i to niemała. Czuję w walce, że większa niż sztuka z dnia poprzedniego. Radość krótką się okazała, bo ryba spada… Ciekawe, czy to limit szczęścia już wykorzystany, czy jeszcze będę miał szansę? Pływam i kombinuję. Szukam rozwiązań.


 

Poruszenia z ręki

Zdecydowałem wędzisko trzymać w ręku i nie kręcić łódką, tylko podciągać wędziskiem by przerwać monotonię pracy przynęty. Ciekawe czy przyniesie to skutek? Odpłynąłem od ciekawego rejonu, zawracam i płynę w środku akwenu. Podciągam, opuszczam, znowu podciągam i opuszczam. Myślę, czy w ten sposób przynęta ciągle wypływa coraz bardziej ku powierzchni, czy raczej utrzymuje średnią głębokość… Z zamyślenia wybija mnie znajome już kopnięcie na wędzisku i luz. Zacinam mocno (czuję, że ten kij ma do tego wystarczająco dużo mocy) i czuję, że tej ryby w toni nie przesunąłem ani o centymetr. Wyłączam silnik a z drugiej strony zestawu czuję trzęsący się łeb silnej ryby. Przelatuje mi przez głowę pytanie: Ile może mieć centymetrów? Po tym następuje dłuższy odjazd, potrząsanie, bujnięcie i luz… Nie klnę, bo nic to nie da. Nie jestem zły, ale niezadowolony jestem na pewno. Taka ryba… Brak słów…
Wyciągam przynętę i widzę gumę zawiniętą dookoła samej siebie. To trochę tłumaczy, dlaczego gruby szczupły się wypiął. Widocznie uderzył tak, że zaplątał gumę w "kulkę" i nie miał szansy się pewnie zapiąć ;)

Nie muszę pisać, że czekam na pierwszą okazję by znowu tam popływać i popróbować swoich sił w trollingu. Sprzętu nie będę zmieniał, bo jest szczęśliwy. No chyba, że jednak okaże się, że potrzebuję mocniejszego. Wtedy jednak poszukam czegoś z serii Magnum Ti, bo jak widać jest szczęśliwa. :-)

Sławek Kurzyński
TEAM DRAGON