Testerzy relacjonują

Weekend w odcieniu Magnum cz. 2 - Skręty i esowanie

SPIS TREŚCI

 

Skręty i esowanie

Przypominam sobie o braniach szczególnie podczas wykonywania nawrotu. Zaczynam zabawę: delikatny skręt w lewo, dwa-trzy metry prosto, skręt w prawo i znowu prosto. Po którymś takim manewrze czuję nieliche uderzenie i luz. Zacinam mocno i… siedzi! Kij ładnie amortyzuje zrywy ryby. Pracuje pięknie… Nie wiem tylko jeszcze jak dużą mam rybę na końcu zestawu. Szczupak (bo jego rozpoznałem oceniając po charakterze walki) nie poddaje się, ma wiele siły i świetnie testuje sprzęt i wędkarza ;) Magnum Ti daje radę :) W końcu mam szczupaka przy łódce. Nie jest mały, nie jest też wielki. Pomiar wskazuje 75 cm, więc fajna to rybka. Pierwsza ładna ryba z trolla tak świadomie złowiona. Jeszcze przed braniem widziałem na echosondzie drobnicę pod powierzchnią i jakieś zapisy w toni, zdecydowanie pod drobnicą prowadziłem przynętę i wziął. Wziął przy esowaniu łódką. Muszę przemyśleć zachowanie się przynętą w tym właśnie momencie. Przecież przy wypuszczonej daleko przynęcie nie są to dla niej zmiany kierunku… Tego dnia mam jeszcze jedno branie, ale niezacięte.
Około południa spływam z wody, bo prognozy meteorologów wskazują wzrost siły wiatru i ewentualne burze. Nie mylą się. Gdy wsiadam do auta zaparkowanego nieopodal jeziora pojawiają się pierwsze krople deszczu z silnym wiatrem, a po drodze dopada mnie istne oberwanie chmury z zimnym dodatkiem: gradem. Uczucie u siedzącego w samochodzie takie sobie, zwłaszcza gdy pomyślimy o możliwości pojawienia się gradu wielkości gołębich jaj. Udało się, nie było lodowych gołębich jaj lecących z nieba.

Jak się domyślacie, kolejny dzień i wschód słońca oglądam na wodzie, z pokładu łódki. W końcu długi weekend ma być długi. Zaczynam tak, jak ostatnio. Wędzisko w uchwyt, coś tam grzebię przy echosondzie, ale nieustannie bawię się zmianą kierunku. W wodzie Lunatic, ale tym razem 6 calowy. Srebrno-szary ze złotymi wtrąceniami. W pewnym momencie na echosondzie widzę słup ryb. Głębokość w tym miejscu sięga około 20 metrów, a tam ryby od samej powierzchni do dna (również samego). Odpływam zakosami, ale w taki sposób, aby w to miejsce napłynęła przynęta. To dobra decyzja, bo gdy tak się dzieje czuję mocne uderzenie. Zacinam i już się cieszę. Kolejna ryba świadomie wytrolowana i to niemała. Czuję w walce, że większa niż sztuka z dnia poprzedniego. Radość krótką się okazała, bo ryba spada… Ciekawe, czy to limit szczęścia już wykorzystany, czy jeszcze będę miał szansę? Pływam i kombinuję. Szukam rozwiązań.