Sierpień to ostatni miesiąc pstrągowego sezonu, zapowiedź rychłego rozstania się na kilka miesięcy z tym kropkowanym drapieżcą; raptem kilka dni nam zostało do zmierzenia się z królem polskich rzek i potoków, wychodzić i poczuć na kiju to jedyne niepowtarzalne targnięcie wyrywające ramię z barku.
To również dobry czas na załapanie pstrągowego bakcyla, dobry - o ile nie najlepszy - w roku, gdyż sierpniowym potokowcem zaczynają już powoli rządzić hormony; staje się agresywniejszy, bardziej skory do współpracy, częściej żeruje i jakby mniej bodźców mu w tym przeszkadza. Już nie jest problemem słoneczne popołudnie, odległość żerowiska względem bezpiecznej kryjówki czy cień wędkarza brnącego wzdłuż brzegu; teraz liczy się tylko jedno: aby się dobrze przygotować do nadchodzącego tarła, nabrać masy by później przerobić to w miłosną energię z jakąś uroczą samiczką...
Okazja dla każdego
Nowicjusz stawiający swe pierwsze kroki nad mniejszą pstrągową wodą ma teraz stosunkowo największe szanse na udany wypad i zaliczenie kilku kontaktów z tymi walecznymi rybami, sprzyja mu nawet przyroda - zrobiło się bardziej rześko, wszędobylskie zielsko w nurcie zaczęło powoli zanikać, spadki temperatur "uziemiły" nieco chmary kąsających krwiopijców. Potokowce zaś jakby specjalnie na tę "okazję" kondycyjnie osiągnęły prawie szczyt możliwości pasąc się na letnich owadach do nieprzytomności, przegryzały rybką, delektowały się spływającymi kijankami. A teraz są istnymi srebrzystymi torpedami potrafiącymi zostawić wędkarza na miękkich kolanach i z palpitacją serca, gdy wystrzelą do wabika spod nawisu gałęzi, a co potrafi takie "nerwowe" 50 cm szczęścia wie każdy, co miał okazję tego spróbować...
Ich obecne stanowiska w rzece są wręcz książkowe, czytelne i łatwe do namierzenia: każdy warkocz za wystającą z wody przeszkodą, spieniona kipiel za głazem, dołek, skalne grzebienie, przyspieszony nurt, wlewy czy ujścia strumyków i rowów kryć mogą piękne ryby - tego właśnie szukamy.
Sprzęt
Kompletując swój sprzęt pod tego szlachetnego drapieżnika należy wpierw zadać sobie pytanie: gdzie będę łowić - na mniejszej rzece, średniej, a może na niewielkim ciurku? I czym będę wabić ryby: małymi wobkami, obrotóweczkami o paletce jak paznokieć, czy może "na grubo" sporym woblerem i trójką obrotówką? Znając odpowiedź na te pytania ułatwi dobór wędziska, aby skutecznie i efektywnie zaliczać kolejne stopnie wtajemniczenia w łowieniu kropków.
Dlaczego? Z prostej przyczyny; otóż zbyt długi kij na ciurku będzie wręcz przeszkadzał pod nawisami gałęzi, zbyt "mocny" w c.w. na tle przynęt nie pozwoli na precyzję rzutów "spod siebie", a zbyt słaby na wodzie, gdzie występują prawdziwe kabany, może okazać się za słaby do zatrzymania wariującej ryby. A więc jaki? Co cechuje takiego "klasyka"? Według moich doświadczeń dobry kijek pod potokowca to taki, którym wygodnie się łowi i przedziera przez zarośla, który nie męczy dłoni i... jest celny, tj. dobrze oddaje energię, akcji X-Fast, Fast bądź Med.-Fast; szybki, w widełkach c.w. 6-21 g i długości dobranej "pod siebie" i swoją wodę. Z reguły będą to krótsze modele rzędu 210 - 245 cm.
Z dostępnych na rynku modeli śmiało polecam Nano Power XT60P Jig, Guide Select Hornet czy Team Dragon Brown Trout - X-Fasty pod średnie wody, a pod te mniejsze - mego ulubieńca MS-Xa 2-14 g i 213 cm długości akcji Med.-Fast, cudownie poręczny kijek z niewiarygodnym zapasem mocy.
Pierwsze trzy modele posłużą raczej na rzekach średnich, ostatni świetny będzie na rzeczułkach czy ciurkach - tu jednak dopowiem, jeśli chodzi o MS-Xa to daje on radę w starciu na sporej, pomorskiej rzece i potokowca rzędu 60+ bezproblemowo zmusi do kapitulacji.
Żeby nie być gołosłownym, powiem, że wymienione wędziska wchodzą w skład moich zestawów i dzielnie dotrzymują mi kroku podczas pstrągowych utarczek.
Skoro wybór naszego wędziska mamy już za sobą, to czas na kołowrotek - potrzebny będzie nam średni model; niezawodny, dobrze układający linkę, szybko kasujący luzy, wytrzymujący podtopienia, piach czy połów w minusowych temperaturach (minusowa temperatura podczas łowienia to czekające nas późniejsze stadium kropkoidozy).
Od ilości dostępnych na rynku modeli we wszystkich kolorach tęczy może rozboleć głowa, a lustrowanie sklepowych półek grozi oczopląsem, a następnie kilka tygodni loterii na łowisku - da radę? Szeleści... powinno ustać czy serwis? Co rusz staje rolka kabłąka, to pewnie przejściowe… No, chyba że nie…?
Ja mam to już za sobą na szczęście, czas niepewnych zakupów i zgadywania, co się dzieje z moim młynkiem minął bezpowrotnie, dorobiłem się swego flagowego stadka, niezawodnych modeli służących mi naprzemiennie długi czas: Dragon Specialist FD1030i oraz Metal Guide II 1020i - oba "robią" u mnie w pstrągach, a z racji mojego upodobania do nich często zmieniają gatunki do "obróbki".
Oba spełniają kryteria dobrego kołowrotka pod potokowca i dobrze współgrają z wymienionymi wyżej wędziskami, dodatkowo świetnie spiszą się w każdej wersji "średniego" spina gdy czas potoka przeminie.
Wolę…
Teraz czas na odwieczne pytanie: plecionka czy żyłka? Każda z tych linek ma swoje plusy i minusy, każda w ten czy inny sposób oddziałuje na nasz zestaw. Plecionka jest mocniejsza od żyłki, lepiej i szybciej przekazuje informację o tym, co się dzieje z wabikiem, jednak nie przepada za bardzo ujemną temperaturą, jest bardziej widoczna w wodzie i w połączeniu z kijem X-Fast czy Fast tworzy "twardą" nieco zbyt szybką całość jak na potokowca, co w efekcie daje nam szalejące potoki i duże prawdopodobieństwo spadów, odbijania się ryb od przynęty oraz prowokować nas będę do zbyt wczesnych cięć. Żyłka jest mniej widoczna w wodzie, słabsza od plecionki, lepiej za to toleruje minusowe temperatury, chociaż ta cecha w sierpniu akurat nieistotna.
Ja, jako pstrągarz starej daty byłem, jestem i chyba pozostanę zwolennikiem żyłek. Plecionki jakoś mi do potokowca po prostu nie pasują, dlatego też przy tego rodzaju lince pozostanę i o niej dopiszę kilka słów.
Wbrew jakimś szalonym youtubowskim trendom połowu tej szlachetnej i walecznej ryby na "pajęczynki" rzędu 0,16-0,18 mm przez pstrągarzy doradzam stosowanie żyłek pstrągowych (lub spinningowych) dobrej marki; średnicy minimum 0,20 mm polecam na niewielkie wody oraz grubiej 0,22 mm na średniej wielkości rzeki. Nowicjuszom dodatkowo sugeruję podniesienie "poprzeczki" o dwa oczka w stosunku do każdego typu wody.
Czym uzasadniam swój wybór? Z uwagi na zaczepy i zminimalizowanie "frycowego" oraz jako dodatkowy atut po stronie wędkarza, gdy na wędce siądzie kaban w trudnym technicznie miejscu – w tej sytuacji doświadczenie nabyte przy połowach innych ryb to ciut za mało na wygranie pojedynku z kabanem. Te dwa oczka wyżej niech będą asem w rękawie i sprawią, że hol się uda, a piękny "kropek" nie będzie skazany na odpłynięcie z przynętą w paszczy i urwaną żyłką. Te średnice żyłki nie wpływają na ilość pobić, nie mają specjalnie znaczenia przy długości rzutów, gdyż nasz poligon to i tak w zasadzie tylko kilka czy kilkanaście metrów szerokości, a zapewniają za to komfort psychiczny i – co istotne - frycowe w postaci zerwanych przynęt jest mniej bolesne.
Pisząc o żyłce mam oczywiście na myśli żyłkę spinningową, dedykowaną do tej, a nie innej metody połowu - ten detal jakże często jest pomijany nawet przez pstrągarzy łowiących te ryby kilka sezonów.
Każdemu, kto jest ciekaw różnicy na wędce pomiędzy żyłką spinningową i spławikową doradzam dwa kołowrotki (czy dwie szpule z żyłką spinningową i spławikową lub kiepskiej jakości uniwersalną), by połowić nimi na przemian. Wnioski płynące z doświadczenia przyjdą błyskawicznie; żyłki spinningowe są mniej rozciągliwe, mają mniejszą pamięć, często wzmocnioną odporność mechaniczną - to przekłada się na lepszy kontakt z wabikiem, wzrost skuteczności zacięć. To nie chwyt marketingowy, a potrzeba, wynikająca z danej metody połowu. Lekceważąc ją dorabiamy się średnioczułego zestawu, podatniejszego na awarie i sprawiającego kłopoty przy zacięciach.
Jak dla mnie Nr 1 w grupie żyłek spinningowych jest HM80 - piekielnie mocna linka z dodatkiem fluorocarbonu, mniej widoczna w wodzie i jakby lepiej "przewodząca" wszystko to, co robi nasz wabik. Od stycznia do marca łowiąc na spokojniejszych wodach o równym, zimowym uciągu, o mniejszej ilości zawad i dostępnym brzegu, na szpuli mam HM-kę 0,20 mm. Natomiast od marca, gdy partiami już wychodzi żaba i wraz z nią ożywiają się prawdziwe pstrągi "u-booty", a ja zmieniam odcinek łowiska na "dziki" - wtedy przychodzi czas na HM-kę 0,22 mm - w sierpniu tej średnicy HM-ka jak znalazł.
Ta pora roku, pstrągowe ostatki, to okres szalonych, nabuzowanych hormonami ryb, mniej sentymentów, trudny teren i możliwość pobić ładnych ryb rzędu 50- czy nawet 60-centymetrowych +.
Przynęty
Przynęty, jakie pozwolą nam na skuteczne dobranie się do sierpniowych potokowców to kilka egzemplarzy klasyków: Jugolki, Hornety, Bullheady. Wielkość przynęty w znacznej mierze zależy od rodzaju swoich łowisk: strumyki, ciurki, rzeczki - wybieramy raczej mniejsze modele 4-, 6-centymetrowe, na średniej wielkości pomorskie rzeki – grubiej: 5-, 9-centymetrowe, dobierane swą głębokością schodzenia do aktualnie obławianego stanowiska starając się, aby wabik zaprezentować rybie ciut głębiej niż zazwyczaj. Dobra głębokość to w pół wody, korektę można wprowadzić pomagając sobie szczytówką - podniesiona wysoko sprawia, że wabik płynie płycej, opuszczenie – nawet zanurkuje do strefy przydennej.
A teraz o ich ubarwieniu "na każdą okazję" tj, gdy woda wysoka i zmącona po jakiś opadach: jasna kolorystyka, coś z fluo. Chcąc prezentować swój wabik w wodzie czystej, normalnej wracamy do tzw. barw naturalnych: brązów, czerni, zieleni, staramy się nie odbiegać w zanadto w tej kwestii od kolorów naturalnego pokarmu pstrąga w danym łowisku.
Doskonałym uzupełnieniem będzie też garść dobrych, sprawdzonych obrotówek: Carina, Cobra, AG-Classic w numeracji 2-3, z paletkami dekorowanymi w paski, cętki; czerwone akcenty czy chwosty mile widziane.
W górę, a może w dół?
Posuwamy się i łowimy z prądem czy pod prąd? Doradzić można w zasadzie tylko nowicjuszom w tym temacie, bo starzy wyjadacze i tak zapewne nie dotrwali do tej części artykułu ;) A jeśli dotrwali, to ich sposobów łowienia pstrągów nie jest w stanie zakłócić żadna moja rada. Adeptom radzę, aby rzuty lokowali naprzeciw swego stanowiska i po łuku, niespiesznie, korzystając z siły nurtu nawet sprowadzali przynęty pod swój brzeg, następnie kolejny rzut ok. 1,5 m poniżej i znowu dryf... I tak w kółko, czyli z prądem, schodzimy razem z rzeką. Dlaczego w taki sposób? To technicznie prostsze łowienie, robotę odwala siła uciągu, łatwiej pokierować przynętą, linka cały czas w stanie napiętym, często widzimy przynętę i łatwiej nam ominąć przeszkody denne. Na marsz i prowadzenie przynęty pod prąd właściwa chwila nadejdzie, gdy pozna się lepiej rzekę, a umiejętność jej "czytania" osiągnie dobry poziom. Póki co, jest sierpień i wszystko wokół włącznie z pstrągami bardziej wybacza taki kierunek i sposób łowienia.
Całości ekwipunku i taktycznych zagadek dopełni paczka solidnych agrafek: Spinn Lock czy Super Lock, niewielki pstrągowy podbierak, coś do wypinania złowionych ryb i już można zostawić za sobą cały ogłupiały w swym pędzie świat i zniknąć gdzieś w zaroślach, świętując pstrągowe ostatki... ;)
Daniel Luxxxis Kruzicki