Wolę…
Teraz czas na odwieczne pytanie: plecionka czy żyłka? Każda z tych linek ma swoje plusy i minusy, każda w ten czy inny sposób oddziałuje na nasz zestaw. Plecionka jest mocniejsza od żyłki, lepiej i szybciej przekazuje informację o tym, co się dzieje z wabikiem, jednak nie przepada za bardzo ujemną temperaturą, jest bardziej widoczna w wodzie i w połączeniu z kijem X-Fast czy Fast tworzy "twardą" nieco zbyt szybką całość jak na potokowca, co w efekcie daje nam szalejące potoki i duże prawdopodobieństwo spadów, odbijania się ryb od przynęty oraz prowokować nas będę do zbyt wczesnych cięć. Żyłka jest mniej widoczna w wodzie, słabsza od plecionki, lepiej za to toleruje minusowe temperatury, chociaż ta cecha w sierpniu akurat nieistotna.
Ja, jako pstrągarz starej daty byłem, jestem i chyba pozostanę zwolennikiem żyłek. Plecionki jakoś mi do potokowca po prostu nie pasują, dlatego też przy tego rodzaju lince pozostanę i o niej dopiszę kilka słów.
Wbrew jakimś szalonym youtubowskim trendom połowu tej szlachetnej i walecznej ryby na "pajęczynki" rzędu 0,16-0,18 mm przez pstrągarzy doradzam stosowanie żyłek pstrągowych (lub spinningowych) dobrej marki; średnicy minimum 0,20 mm polecam na niewielkie wody oraz grubiej 0,22 mm na średniej wielkości rzeki. Nowicjuszom dodatkowo sugeruję podniesienie "poprzeczki" o dwa oczka w stosunku do każdego typu wody.
Czym uzasadniam swój wybór? Z uwagi na zaczepy i zminimalizowanie "frycowego" oraz jako dodatkowy atut po stronie wędkarza, gdy na wędce siądzie kaban w trudnym technicznie miejscu – w tej sytuacji doświadczenie nabyte przy połowach innych ryb to ciut za mało na wygranie pojedynku z kabanem. Te dwa oczka wyżej niech będą asem w rękawie i sprawią, że hol się uda, a piękny "kropek" nie będzie skazany na odpłynięcie z przynętą w paszczy i urwaną żyłką. Te średnice żyłki nie wpływają na ilość pobić, nie mają specjalnie znaczenia przy długości rzutów, gdyż nasz poligon to i tak w zasadzie tylko kilka czy kilkanaście metrów szerokości, a zapewniają za to komfort psychiczny i – co istotne - frycowe w postaci zerwanych przynęt jest mniej bolesne.
Pisząc o żyłce mam oczywiście na myśli żyłkę spinningową, dedykowaną do tej, a nie innej metody połowu - ten detal jakże często jest pomijany nawet przez pstrągarzy łowiących te ryby kilka sezonów.
Każdemu, kto jest ciekaw różnicy na wędce pomiędzy żyłką spinningową i spławikową doradzam dwa kołowrotki (czy dwie szpule z żyłką spinningową i spławikową lub kiepskiej jakości uniwersalną), by połowić nimi na przemian. Wnioski płynące z doświadczenia przyjdą błyskawicznie; żyłki spinningowe są mniej rozciągliwe, mają mniejszą pamięć, często wzmocnioną odporność mechaniczną - to przekłada się na lepszy kontakt z wabikiem, wzrost skuteczności zacięć. To nie chwyt marketingowy, a potrzeba, wynikająca z danej metody połowu. Lekceważąc ją dorabiamy się średnioczułego zestawu, podatniejszego na awarie i sprawiającego kłopoty przy zacięciach.
Jak dla mnie Nr 1 w grupie żyłek spinningowych jest HM80 - piekielnie mocna linka z dodatkiem fluorocarbonu, mniej widoczna w wodzie i jakby lepiej "przewodząca" wszystko to, co robi nasz wabik. Od stycznia do marca łowiąc na spokojniejszych wodach o równym, zimowym uciągu, o mniejszej ilości zawad i dostępnym brzegu, na szpuli mam HM-kę 0,20 mm. Natomiast od marca, gdy partiami już wychodzi żaba i wraz z nią ożywiają się prawdziwe pstrągi "u-booty", a ja zmieniam odcinek łowiska na "dziki" - wtedy przychodzi czas na HM-kę 0,22 mm - w sierpniu tej średnicy HM-ka jak znalazł.
Ta pora roku, pstrągowe ostatki, to okres szalonych, nabuzowanych hormonami ryb, mniej sentymentów, trudny teren i możliwość pobić ładnych ryb rzędu 50- czy nawet 60-centymetrowych +.