Zakładam dwunastkę i na jej końcu ląduje agrafka z wahadłówką 17 g. Rzutowo będzie najlepsza, bo dobre kilkanaście gramów na wędzisku opisanym od dziesięciu powinno dobrze działać w trudnych warunkach. I tak jak oczekiwałem – działa. Na tyle dobrze, że również się biorę za obrotówki. Plecionka nie sztywnieje, czyli nie bierze w takich warunkach zbyt szybko wody. Aby było wszystko jasne (każdy, kto łowi w mroźną pogodę wie, z czym to się wiąże), co chwilę muszę czyścić wszystkie przelotki z lodu. Wodzik multiplikatora również. Mała średnica przelotek powoduje, że muszę robić to częściej, niż przy większych. To jest kolejna niedogodność. Ale da się łowić. Może nie najwygodniej, ale na upartego… Może nie aż tak upartego, bo nawet zakładam woblery i nimi daję radę łowić. Trzeba to jednak robić w miarę szybko i na tyle ile możliwe ograniczać kontakt linki z wodą. I czyścić, czyścić… I wykruszać lód z przelotek i co jakiś czas zdzierać lód z plecionki.
Słońce pierwszego dnia mogło mi nieco pomagać w próbie. Również brak wiatru sprzyjał. Jednak jak na prawdziwe testowanie przystało, dzień drugi zafundował trudniejsze warunki. Temperatura spadła, co prawda tylko (średnia) 1.5 stopnia, ale pojawił się wiatr i śnieg, czyli nici z ocieplenia. To już ostra przeprawa. Ale jak testować to do upadłego. Zwłaszcza, że przerzucamy się na pstrągi i mniejszą rzekę, więc i lżejsze przynęty poszły w ruch.