Po długim oczekiwaniu, w końcu witamy się z piątym miesiącem roku! Bez wątpienia, na ten dzień czeka największa grupa wędkarzy. Ja także, gdyż w końcu będę mógł posłać do wody przynętę, której zadaniem będzie skuszenie do ataku głodnego bolenia.
Przez ostatnie lata łowiłem te ryby niemal na wszystkie spinningi, które „przewinęły” się przez moje ręce: począwszy od kleniówki, a kończąc na… trociówce. Teorie mówią wiele i czasami znajdują się one na przeciwnych biegunach, więc postanowiłem łowić bolenie na przeróżne wędziska, a te doświadczenia pomogą mi w doborze najodpowiedniejszej „zabawki”, która będzie spełniać moje oczekiwania: posiadać walory, które będą odpowiadać mi, a nie książkowej czy internetowej teorii. To samo tyczyło się zastosowanej linki, kołowrotka i pozostałych elementów zestawu; których także przerobiłem wystarczająco, aby wybrać sobie zestaw możliwie zbliżony do mojego ideału.
Spinning
Z jej wyborem miałem największy problem. Przeglądając wiele katalogów firmowych, nie znalazłem kijka, który spełniałby wszystkie parametry, jakich wymagałem od boleniowego patyka: długi, lekki, z niezbyt dużym ciężarem wyrzutowym i o ciepłej akcji. Ważna była także cena, która nie mogła być „kosmiczna”.
Do czasu, aż pojawiła się dragonowska seria Moderate (obecnie Moderate II) i mój wzrok przykuł opis: 2.98 m, 4-20 g, Med.-Fast, waga 132 g. Od razu wiedziałem, że to jest właśnie to, czego szukałem i przynajmniej „na sucho” spełnione zostały wszystkie wymogi. A testując go w kwietniu (nie łowiłem boleni!) stwierdzam, że będę mieć niesamowitą frajdę podczas holowania rap.
Kołowrotek
W tym przypadku było zupełnie odwrotnie i po kilku latach „orania” różnymi młynkami, w końcu natrafiłem na taki, o którym śmiało mogę powiedzieć „to jest to” i nie miałem najmniejszego problemu z wyborem. Przez ostatnie trzy lata „katowania” kilku kołowrotków, tylko jeden się ostał do dziś. A jest to pierwszy wypust Fishmaker’a. Oczywiście, jak każdy kołowrotek, potrzebuje raz na jakiś czas przesmarowania, aby nie było słychać jego pracy, ale czym innym mnie zaskoczył. Używałem go właściwie do wszystkiego - nawet na sumowym trollingu. Mimo to, nie „wypuścił” z rolki ani grama smaru. Po trzech latach nieoszczędzania go w niczym (a dostałem go od wędkarza, który wcześniej też na niego nie chuchał), nie mogę pod tym względem powiedzieć o nim złego słowa. Jedynym mankamentem tego kołowrotka było wchodzenie plecionki pod szpulę, ale zdarzało się to tak rzadko, że właściwie nie musiałem o tym myśleć i uznać za uciążliwy minus. Ale i w tym kierunku firma zrobiła krok do przodu. Otóż, Fishmaker II posiada dodatkowe elementy, które mają zapobiegać takim sytuacjom. Jak dla mnie bomba, więc model FD1135i już czeka, aby na majówce podpiąć go pod wspomniany kijek.
Minusy? Gdy kręciłem tym kołowrotkiem na sucho, wyczuwałem nieznaczny, ale jednak opór. Nie spodobało mi się to, ale zanim go odesłałem w celu „zbadania sprawy”, zabrałem go nad wodę, aby sprawdzić, jak będzie się zachowywać „w pracy”. Sprawdziłem i… nie odsyłam go! Podczas łowienia, nie wyczuwam żadnego oporu, idzie jak po maśle. No i jeszcze na koniec bardzo ważna rzecz: ten kołowrotek jest moim faworytem z powodu sposobu układanie plecionki na szpuli, robi to naprawdę na wysokim poziomie.
Linki
Wybierając kij, brałem pod uwagę również i to, że głównie będę łowić plecionką, stąd akcja Med.-Fast. Do łowienia boleni wybrałem Nano Clear 8. Ma ona działać podobnie jak fluorocarbon, tj. ma być niewidoczna lub o zdecydowanie zmniejszonej widoczności dla ryb, co przy łowieniu boleni jest ważne. Czy to ma aż tak ogromne znaczenie, jak się nam wydaje? Tego nie wiem, być może, ale na pewno zadziała to dobrze na naszą psychikę, która także ma wpływ na nasz sukces.
No właśnie, fluorocarbon. Używam go, gdy łowię bolenie na plecionkę. Raz, że komfort psychiczny o którym wspomniałem wyżej, a dwa, przetarcie plecionki 0,10 mm (na taką właśnie będę łowić) na kamieniu przez walczącą rybę nie jest niczym trudnym. Dlatego agrafkę wiążę do metrowej długości przyponu z fluorocarbonu Momoi Soflex średnicy 0,286 mm. Dlaczego akurat ten? Szczerze powiem, że wybrałem go „w ciemno”, gdyż jest to nowość jednakże zrobiona przez znaną i cenioną japońską firmę. A ja lubię testować nowości. Jeszcze go nie użyłem „w terenie”, ale porównując do innego fluorocarbonu (o tej samej średnicy), widzę i czuję różnicę. Jeden się skręca niemal jak sprężyna, a drugi (Soflex) zwisa niemal idealnie po linii. Przy tym pierwszym czuć pod palcami wiele „nierówności”, czego nie można powiedzieć o produkcie Momoi.
Głębsza szpula będzie czekać z nawiniętą żyłką HM80 na późną jesień, kiedy przyjdzie mi łowić na opasce (więcej można o tym przeczytać w artykule „Boleń - żyłka czy plecionka”), bądź w minusowej temperaturze. Średnica? Z myślą o prostce, wybrałem 0,223 mm.
Agrafki
Od dwóch lat łowię na te, które mnie jeszcze nie zawiodły. Są to agrafki Spinn Lock nr 14. Dwukrotnie zostały przetestowane przez wąsate przyłowy, które miały po około 170 cm, więc mam pewność, że te „pchełki” są mocne. Zapinam na nie najczęściej tajne woblery, które są robione ręcznie i nigdzie niedostępne, także w kwestii przynęt nie będę zabierał głosu - może innym razem, gdy przetestuję kilka wabików, które mam na oku.
Pudełka
Niby nic takiego... Ale czy nie jest denerwujące, gdy chcecie podrzucić żerującemu boleniowi inną przynętę i pospiesznie wyciągając z pudełka tę upatrzoną, nagle robi się hałas towarzyszący wyciąganiu przynęty z przegródki, w której kilka woblerów splątało się kotwiczkami? Przeglądając katalog Dragona, natrafiłem na produkt, który położy od najbliższego wypadu kres głośnym zmianom przynęt. Mam na myśli pudełko Slit Form Case, japońskiej firmy Meiho. W środku jest jedynie pianka, w którą wbija się delikatnie kotwiczki w dowolnym miejscu i nie ma mowy o hałaśliwej wymianie przynęty. Jest to idealne pudełko do przechowywania najczęściej używanych kilerów.
Oczywiście posiadam też drugie pudełko, całe zapchane przynętami, które zabieram tak na wszelki wypadek i leżą głęboko w plecaku. Wybrałem model VS-820 NDM od Versus’a, gdyż posiada ono (jak większość pudełek tej firmy) szerokie, wygodne i solidnie wyglądające jednoczęściowe otwieranie (wygodne w otwieraniu i zamykaniu jedną dłonią).
Powyżej opisałem sprzęt, jaki będzie mi towarzyszyć podczas tegorocznych zmagań z odrzańskimi boleniami. Czy faktycznie kilka lat testów różnorakiego sprzętu pozwoliło mi wybrać ten „mój”? Gdy zakończę misję „wiosenny boleń”, to podzielę się wrażeniami.
Mariusz Drogoś